Każdego lata słyszymy o akcjach podejmowanych na jeziorach i rzekach, w czasie których ratowane są, bardzo często osoby nieodpowiedzialnie zachowujące się na wodzie, np. pływające po spożyciu alkoholu.
Ludzie zachowują się nieodpowiedzialnie nie tylko na wodzie, ale także w górach. O to jeden z przykładów z archiwum Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego:
"Do TOPR dotarła informacja, że do tej pory nie powróciła 31-letnia krakowianka, która dnia poprzedniego w ramach akcji "Sprzątania Tatr" wyszła na szlak z Hali Gąsienicowej na Skrajny Granat. Ponieważ jej telefon nie odpowiadał na poszukiwania w tamten rejon wyruszyli ratownicy pełniący dyżur w Murowańcu, a z Zakopanego wystartował śmigłowiec, którym przetransportowano dwie ekipy ratowników. Po wielu godzinach udało się nawiązać kontakt telefoniczny z poszukiwaną turystką, która odnalazła się.. w domu. Wobec tego odwołano ratowników, którzy po 16-tej powrócili - jak się okazało - z niepotrzebnych poszukiwań. A wystarczyło tylko powiadomić organizatorów akcji o zakończeniu swojej działalności na szlaku" (ze strony internetowej TOPR).
Czy w takich wypadkach za akcję ratowniczą powinni np. zapłacić organizatorzy akcji sprzątania Tatr albo może sama kobieta, która nikomu nic nie mówiąc, zeszła z gór, nieświadomie w ten sposób uruchamiając lawinę ratowniczej akcji?
Akcje ratunkowe spowodowane bezmyślnością to problem nie tylko w górach...