Jej klientów zapytał na co można wydać taką wygraną.
- Na dom, na wykształcenie dzieci, można też zainwestować w siebie - padały odpowiedzi. Kim jest szczęśliwiec - tego oczywiście w kolekturze nie wiadomo, trafia do niej bowiem informacja informacje o wygranej, ale nie o zwycięzcy.
- To mógł być każdy - mówi mężczyzna prowadzący salonik prasowy z punktem lotto. - Zarówno mieszkaniec tej ulicy, jak i ktoś z drugiego końca Polski, podróżujący przez Turek. Stawki zakładów są różne. Od dwóch, trzech złotych aż do sześciuset – dodaje.
Sławomir Zasadzki odwiedził szczęśliwą kolekturę w Turku, klasę matematyczną w konińskim liceum, oraz psychologa...