Obu mężczyznom prokuratura zarzuca udział w pobiciu, a jednemu dodatkowo użycie gazu pieprzowego. 36-latek, doktorant Uniwersytetu Przyrodniczego, poszedł do klubu, by zagrać w bilard. Najpierw spotkał się z atakiem rasistowskim ze strony klienta lokalu. Później w palarni klubu doszło do awantury, kiedy część klientów nie chciała wpuścić pokrzywdzonego. - Usłyszałem, że nie mogę wejść, bo jestem czarny. To tam interweniowali ochroniarze - mówił dziś w sądzie pokrzywdzony.
Poprosili mnie, bym wyszedł z klubu. Ja się zapytałem, dlaczego? Drugi ochroniarz powiedział, że mam wyjść z klubu. Nie podał żadnego powodu. Kiedy wychodziłem, w korytarzu, ja byłem z przodu, on był za mną, wtedy uderzył mnie trzy razy.
Mężczyzna został pobity w lutym ubiegłego roku na parkingu przed klubem. Według prokuratury napastnicy kopali go i uderzali pałką. Oskarżeni nie przyznają się do winy. Jeden twierdzi, że nie uczestniczył w pobiciu mężczyzny. Drugi przekonuje, że tylko się bronił, bo to pokrzywdzony był agresywny. Oskarżeni twierdzą, że interweniowali w palarni lokalu na prośbę menedżerki klubu.