"Rośnie świadomość grzybiarzy, zatruć jest zdecydowanie mniej. Do nas przynoszą pojedyncze okazy" - mówi grzyboznawca Jerzy Rumiński z Wojewódzkiej Stacji Sanepidu w Poznaniu.
Chcą się po prostu upewnić, ale zdarzają się też takie porady, jak tak w ubiegłym tygodniu, kiedy przyszła do nas pani i przyniosła trzy wiadra borowików, pięknych, szlachetnych. Dostała to od znajomej i wolała byśmy je wszystkie przejrzeli. Sporo osób przychodzi do nas po porady z pieczarkami. To są takie grzyby, które występują wszędzie praktycznie. Wśród nich jest taka pieczarka żółtawa, która jest grzybem trującym i tu trzeba być ostrożnym
- mówi Jerzy Rumiński.
Od początku roku grzyboznawcy udzielili w Wojewódzkiej Stacji Sanepidu w Poznaniu ponad 150 porad. Sporo ich było już na przełomie kwietnia i maja, wtedy mieszkańcy przynosili smardze. Pierwszy wysyp letnich borowików był już w lipcu i sierpniu.
W Poznaniu po pierwszym sierpniowym zatruciu całej rodziny spod Poznania, na razie żaden grzybiarz nie trafił na oddział toksykologii Szpitala imienia Raszei. U czteroosobowej rodziny na szczęście skończyło się tylko na strachu.