Trucizny nielegalnie zwieziono do magazynu we Wielkiejwsi w 2018 roku. To ponad sto pojemników o pojemności od 200 do 1000 litrów. W środku znajdują się trujące i wybuchowe substancje, takie jak toluen i ksylen.
Burmistrz Stęszewa Włodzimierz Pinczak wiedział o toksynach co najmniej od 2019 roku. Wtedy nakazał ich właścicielowi usunięcie beczek, ale jego decyzja została uchylona, bo nie zawierała klasyfikacji odpadów. W 2020 roku władze gminy poprosiły o pomoc między innymi premiera, ministerstwo środowiska i wojewodę wielkopolskiego.
Jak przekazało Radiu Poznań biuro prasowe wojewody:
"Burmistrz w momencie prośby o wsparcie finansowe nie zaangażował wszystkich możliwych sił i środków do rozwiązania problemu nielegalnego składowania odpadów".
Gmina nie oszacowała kosztów utylizacji toksyn i nie przedstawiła ile pieniędzy mogłaby na ten cel przekazać. Jedyną opcją rządowego dofinansowania na takie prace jest program Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Burmistrza informowało o tym ministerstwo oraz wojewoda. Ale jak wynika z odpowiedzi przesłanej nam wcześniej przez urząd Stęszewa, taki wniosek nigdy nie został złożony.
Mieszkańców niepokoi unoszący się znad opuszczonego magazynu drażniących zapach. Podczas kontroli we wcześniejszych latach odkryto wycieki z dwóch pojemników. Chemikalia w beczkach to substancje wykorzystywane w rozpuszczalnikach. Samo ich wdychanie źle wpływa na układ nerwowy.