Kobieta w sądzie nie przyznała się do najpoważniejszych zarzutów. Z pomocą tłumaczki płacząc odpierała kolejne z nich...
Zapytam panią wprost, czy jacyś mężczyźni przyjeżdżali do dzieci i wchodzili do nich, spotykali się?
- pytał oskarżoną jej obrońca.
Nie
- opowiedziała oskarżona.
Oskarżono panią on to, że biła pani dzieci ręką z pierścionkiem i to wiele tych dzieci miała pani bić?
Nie, ja nie biłam dzieci tym pierścionkiem.
Pani zarzuca się, że pani sprzedawała dzieci na terenie Polski, ile pieniędzy u pani znaleziono podczas przeszukania?
Ja miałam tylko sto złotych.
Mimo wniosku prokuratury o wyłączenie jawności procesu, sąd zdecydował, że częściowo będzie się on toczył jawnie. Publiczność nie usłyszy nagranych zeznań dzieci. To z nich wynika, że oskarżona miała je bić, poniżać, zastraszać, ograniczać dostęp do toalety i jedzenie, a też stosując przemoc - wykorzystywać seksualnie. Kobiecie grozi do 15 lat więzienia.
Procesowi towarzyszyły nadzwyczajne środki ostrożności. W sądzie pojawili się policjanci z psem, korytarz i sala rozpraw zostały dokładnie sprawdzone, a oskarżona została doprowadzona z aresztu za spuszczoną na korytarzu specjalną żaluzją.