Większość uczestników imprezy nie dotarła na metę i schodziła z trasy. Poznaniak, który był jednym Polakiem, dobiegł jako ostatni. Przez cztery dni walczył z deszczową i wietrzną pogodą.
Człowiek biegnie w zasadzie przez cztery dni cały czas w mokrych rzeczach, jest wyziębiony, cały czas stawia czoło wiatrom i trudnemu terenowi. Ścieżka prowadziła przez pastwiska byków, czy owiec i nie jest to trasa wydeptana.
Bieg odbywał się w formule non stop, choć uczestnicy mogli spać, o ile znaleźli odpowiednie miejsce. Artur Kujawiński zasypiał pod drzewami i w innych osłoniętych punktach na trasie. Pierwszej nocy spał dwie godziny, drugiej trzy godziny, a trzeciej i czwartej po pół godziny. Dziś przyznaje, że to właśnie brak snu był dla niego największym problemem.
Przygód na trasie nie brakowało. Na jednym z punktów - wbrew obietnicom - nie było jego bagażu, w którym miał rzeczy do przebrania. Poznaniak bieg ukończył w niewiele ponad 100 godzin.