Żołnierz WOT nadaje się do tego, bo pochodzi z lokalnej społeczności. On nie tylko broni Ojczyzny, ale także swojej małej ojczyzny, rodziny czy sąsiadów. W sytuacjach takich jak covid czy klęski żywiołowe, służy im pomocą. Przez to staje się dla nich wiarygodny. To działa też w drugą stronę – rodzina, którą chroni, jest gotowa zawsze mu pomóc. Dlatego w takich sytuacjach jest trudniejszym przeciwnikiem dla wroga niż żołnierz operacyjny, który przybył tu z daleka.
– mówi Przemysław Sytek.
Przy polsko-białoruskiej granicy terytorialsi realizują całodobowe patrole piesze, kołowe, patrole wodne z wykorzystaniem łodzi płaskodennych, patrole konne oraz prowadzą obserwację terenu z powietrza przy użyciu bezzałogowych statków powietrznych FlyEye. Ich maszty oświetleniowe postawione w tych obszarach poprawiają widoczność i wspomagają skuteczność działań patrolowych.
Przemysław Sytek zanim pojawił się w WOT, działał w organizacjach patriotycznych - w Strzelcu, był też ogólnopolskim Prezesem Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, więc zajmował się społecznie działaniami, które dziś należą do WOT. O obecności terytorialsów na granicy mówi:
Żołnierz WOT jest na miejscu i wszędzie dociera szybko, w ciągu sześciu godzin może być zmobilizowany. Ci, którzy śledzą, co dzieje się na Wschodzie, widzą, jaki jest system powoływania tych wojsk. Nasz żołnierz zna teren, wszystkie drogi i przejścia. Podstawowe wojska się przesuwają, a terytorialsi są związani ze swoim terenem. Teraz służą na odcinku na Bugu, gdzie pływają płaskodenne łodzie Wojsk Obrony Terytorialnej
Jak podkreśla, obecne wydarzenia pokazują, że krytycy powoływania WOT się mylili.
Wojska Obrony Terytorialnej uzbrojone są jako lekka piechota. Ale jako komponent obrony ojczyzny są konieczne. Oni doskonale uzupełniają to, co jest potrzebne na granicy. Sympatia dla WOT z roku na rok się zwiększa. Jest dumny i zaszczycony, że jestem w tych wojskach
– dodaje.