Szef klubu radnych tej partii wydał oświadczenie w tej sprawie, które podsumował stwierdzeniem, że chodzi o obronę tego, "żeby było tak jak było".
- Stanowisko pana marszałka nam się bardzo nie podoba. Od samego początku, od 2015 roku, kiedy PiS wygrało wybory, pan marszałek na kolejnych spotkaniach noworocznych, w zdecydowany, ostry i niezrozumiały sposób, atakuje większość parlamentarną i przy okazji nas, lokalnych radnych. I z tego powodu nie bierzemy udziału w tych spotkaniach, idą tylko niektórzy nasi przedstawiciele - tłumaczy Szymczak.
Marszałek Marek Woźniak odpowiedział, że ma odmienne zdanie na ten temat i jego obawy dotyczące wyborów, wygłoszone w czasie spotkania, były zasadne.
- Uważam, że wprowadzenie do ordynacji wyborczej możliwości korekty przez wyborcę, czyli zamalowaniu kratki po pierwszym odruchu wyborczym i wskazanie na inne miejsce na liście jest potencjalnym zagrożeniem na każdym etapie głosowania - uważa. Według marszałka Woźniaka nie dość dokładnie zbadano, dlaczego w poprzednich wyborach było tak dużo nieważnie oddanych głosów. Jak dodaje, w jego ocenie, wielu wyborców nie zakreśliło żadnej kratki, co skutkowało nieważnością głosu.
Marszałek odniósł się też do zarzutu radnych PiS, którzy mówili, że na spotkaniach noworocznych atakuje on działaczy Prawa i Sprawiedliwości. - To absurdalny zarzut. Każdy z nas ma jakieś poglądy. Ja staram się być powściągliwy. W tego rodzaju wystąpieniu było miejsce na wyrażenie obaw dotyczących tego co dzieje się w Polsce - dodaje marszałek.
Woźniak mówił na spotkaniu w sobotę, że prokuratura, sądownictwo i policja są pod jednym nadzorem politycznym, co w jego ocenie może stanowić zagrożenie. Wyjście z sali wicewojewody Marleny Maląg, w geście protestu na te słowa, były w ocenie marszałka "na wyrost" i wiązało się z emocjami - według niego - niesłusznie.