Poznańskie środowiska akademickie wyszły na ulice kilka dni po pacyfikacji studentów w Warszawie i zdjęciu "Dziadów" z desek Teatru Narodowego.
Uczestnik tamtych wydarzeń, historyk, prof. Maciej Serwański mówił w czwartek na naszej antenie, że był to nie tylko wyraz studenckiej solidarności ze stolicą, ale także wprost postulowane hasła wolności i swobody słowa.
- Myśmy krzyczeli coś, co było niesłychane – Aristow do domu. Aristow to był ambasador ZSRR w Warszawie. To było tak, jak rzucanie solą w oczy władzy partyjnej. Powiedziano nam wówczas: tak was bijemy, bo był mecz Górnik Zabrze - Manchester United i myśmy siedzieli w tych budach, czekając na to żeby was bić i nie mogliśmy przez to oglądać tego meczu - wspominał Serwański.
W kilkudniowych protestach poznańskiego Marca 1968 w kulminacyjnym momencie uczestniczyło około 3 tysięcy studentów oraz pracowników naukowych. Demonstrowano nie tylko na Placu Adama Mickiewicza, ale także w akademikach w na poznańskich Winogradach. W czasie protestów komunistyczna bezpieka zatrzymała w Poznaniu ponad 200 osób, kilkanaście zostało wydalonych ze studiów, a podobna grupa skazana na kary od 7 dni do 3 miesięcy pozbawienia wolności.
Cała rozmowa Łukasza Kaźmierczaka w załączonym materiale dźwiękowym.