NA ANTENIE: ONE WAY TICKET TO THE MOON/DAVE STEWART, THE SECRET SISTERS
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Sz. Szynkowski vel Sęk: Kandydaci na sędziów TK to nie jest żadnego rodzaju prowokacja

Publikacja: 05.11.2019 g.10:03  Aktualizacja: 05.11.2019 g.10:42
Poznań
Wiceminister spraw zagranicznych Szymon Szynkowski vel Sęk był gościem porannej rozmowy Radia Poznań "Kluczowy Temat".
Szymon Szynkowski vel Sęk - Leon Bielewicz
Fot. Leon Bielewicz

Rozmawiał z nim Łukasz Kaźmierczak. Tematem były między innymi kandydatury na sędziów Trybunału Konstytucyjnego.

Łukasz Kaźmierczak: Wczoraj Klub PiS zgłosił swoje kandydatury na sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Wśród nich są: Stanisław Piotrowicz, Krystyna Pawłowicz i zawrzało. Krytykuje te kandydatury nie tylko opozycja. Sporo jest takich głosów, że są to co najmniej kontrowersyjne kandydatury.

Szymon Szynkowski vel Sęk: Ja przyjmuję te krytyczne głosy. Każdy ma prawo wyrażać swoje opinie na temat kandydatów przez nas zgłoszonych zgodnie z procedurą i zgodnie z prawem. Na pewno jednego tego kandydatom nie można odmówić. Nie można im odmówić kompetencji prawniczych i doświadczenia prawniczego w zakresie spraw, którymi później jako prawnicy przede wszystkim i oceniający prawo mają się w Trybunale Konstytucyjnym zajmować i te przesłanki merytoryczne były tutaj kluczem podjęcia takiej, a nie innej decyzji.

Ł.K.: Zgoda Panie Ministrze, ale znaleźć mnóstwo kandydatów o konserwatywnych poglądach, prawników, niekoniecznie tak bardzo kojarzących się politycznie, partyjnie wręcz powiem. Pytanie, czy to nie jest prowokacja celowa z waszej strony. Niektórzy mówią, że po prostu idziecie na zwarcie.

Sz. Sz.: Nie, absolutnie nie jest to żadnego rodzaju prowokacja. Wybory natury politycznej do ciał konstytucyjnych mają swoją ugruntowaną tradycję w wielu krajach europejskich. Później, wybrani już sędziowie oni mają być apolityczni. Natomiast ponieważ ciało polityczne, czyli parlament w wielu demokracjach sędziów Trybunału Konstytucyjnego, no to jest to również decyzja natury politycznej. Natomiast później ci sędziowie muszą działać w oparciu o przepisy prawa w sposób bezstronny.

Ł.K.: Jasne, ja znam chociażby przypadek niemiecki, gdzie jeden z polityków został sędzią trybunału tamtejszego, ale jest jeszcze coś takiego, jak pewna kwestia smaku. Niektórzy mówią, że uprawiacie - cytuję: "sadyzm polityczny", bo wiecie dobrze, że akurat prof. Pawłowicz i prokurator Piotrowicz, jak się o nim mówi, będą wywoływać duże emocje. Wy się po prostu chcecie trochę popastwić nad opozycją.

Sz. Sz.: Pani prof. Pawłowicz może być różnie oceniana, jak chodzi o styl jej parlamentarnego funkcjonowania. On niekiedy - i dla mnie - bywał zaskakujący i ja oceniałem go w niektórych akcentach krytycznie. Natomiast ja nie ma żadnej wątpliwości, że jej doświadczenie prawnicze predysponuje ją do tego, by być dobrym sędzią Trybunału Konstytucyjnego. Przez 35 lat była pracownikiem naukowo-dydaktycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Jest autorką ponad 50 ekspertyz z różnych dziedzin prawa, promotorką wielu prac doktorskich, profesorem prawa. Bądźmy też sprawiedliwi i nie oceniajmy przez pryzmat emocjonalności i stylu parlamentarnego pani prof. Pawłowicz. Natomiast, jak chodzi o pana posła Piotrowicza, to mamy do czynienia z taką aurą wokół posła Piotrowicza, jakoby on był jakimś komunistycznym prokuratorem. A jaka jest prawda? Prawda jest taka, że w czasach PRL, będąc prokuratorem, zajmował się w 99 procentach o przestępstwa pospolite. W sprawach natury politycznej - były takie sprawy dwie, jakimi się zajmował. Sprawa jednego z opozycjonistów pana Pikula oraz sprawa działaczki krośnieńskiej Solidarności pani Zofii Jankowskiej. W obydwu tych sprawach działał w ten sposób, by starać się prowadzić do zminimalizowania odpowiedzialności opozycjonistów za ich działalność.

Ł.K.: To te kwestie biograficzne odłóżmy na bok. Natomiast ja nie ma wątpliwości, przypominam sobie chociażby moment, kiedy prezes Rzepliński wychodził ze spotkania w towarzystwie działaczy PO i Nowoczesnej, trudno mówić, żeby nie było powiązań politycznych, ja się z tym wszystkim zgadzam.

Sz. Sz.: To jest ta różnica, był funkcjonującym sędzią, natomiast my mamy do czynienia z kandydatami, a tam mieliśmy do czynienia z prezesem Trybunału Konstytucyjnego.

Ł.K.: Natomiast naprawdę nie dało się znaleźć kandydatów niepartyjnych? Bo to byli posłowie PiS?

Sz. Sz.: Ale prześledzi Pan dotychczasowe propozycje i kandydatury do TK, to w zdecydowanej większości były to właśnie takie kandydatury, więc to, że akurat w tym przypadku są kandydatury osób z przeszłością polityczną, to uważam, że jest raczej wprowadzeniem pewnego zróżnicowania w TK, a nie należy na to patrzeć przez pryzmat, że oto wszyscy sędziowie TK to będą byli politycy. Nie, w tym przypadku mamy do czynienia z dwoma takim kandydaturami, a jeżeli chodzi o trzecią kandydatkę (Elżbietę Chojnę-Duch), można mówić o jej przeszłości politycznej, ale w ramach rządu PO. Przypomnę, że była wiceministrem w czasach rządu PO i PSL, w związku z tym ci, którzy atakują te nominacje winni spojrzeć w przeszłość polityczną różną, jak się okazuje, naszych kandydatów.

Ł.K.: To teraz zajmiemy się trochę opozycją w takim razie. MSZ ma za zadanie dbanie o polską wersję historii, o polską pamięć historyczną za granicą. Tymczasem okazuje się, że ten problem dotyczy naszego kraju wewnątrz. Radni PO z Białegostoku, Żyrardowa przegłosowali uchwały, w których zmienili nazwy ulic. Nie będzie ulicy Łupaszki, nie będzie ulicy generała Nila. IPN w tej sprawie protestuje i mówi, że to są działania niegodne, uwłaczające czci. Przypomnę tylko, że w Żyrardowie za generała Nila będzie - uwaga - ulica Jedności Robotniczej.

Sz. Sz.: To pokazuje, jak daleko czasami można - również na poziomie lokalnym - zapędzić w sporze politycznym, bo spór polityczny jest pewną istotą demokracji. Nikt nie wymaga ani od opozycji na poziomie parlamentarnym, ani od posłów, ani też na poziomie lokalnym od radnych, że będą tego sporu za wszelką cenę unikać, bo wartości demokracji jest spór. Natomiast, jeżeli spór dotyka wartości tak fundamentalnych, jak prawda historyczna i jeżeli pamięć o bohaterach próbuje się gumkować ze względu na spór polityczny i chęć przegłosowania czegoś na złość PiS, to jest bardzo niedobre.

Ł.K.: Myśli Pan, że to tak było, tym to było motywowane: jedni kandydaturami do TK, drudzy bohaterami narodowymi?

Sz. Sz.: Gdybym tak nie myślał, to musiałbym przyjąć wersję, że radni PO są przywiązani do ideałów PRL i uważają za ważne uhonorowania pojęcia Jedności Robotniczej.

Ł.K.: Oni się tutaj powołują na przedwojenną  historię ruchu robotniczego w Żyradowie, jeszcze XIX-wieczną.

Sz. Sz.: Ta jedność, jeśli ja dobrze ją rozumiem i jak ona była rozumiana, wtedy, kiedy ustanawiano nazwę tej ulicy, była rozumiana przez zjednoczenie PPS i PPR i jako żywo nie miała wiele wspólnego z dobrem robotników ani z tymi ideałami, na które rzekomo powołują się ci, którzy te nazwy zmieniają.

Ł.K.:  Czy taka sytuacja może mieć miejsce w Wielkopolsce, w Poznaniu? Myśli Pan, że tutaj jest taki klimat, że można tu przy czymś majstrować?

Sz. Sz.: Mam nadzieję, byłem przez wiele lat radnym, znam też radnych z PO i wiem, że są wśród  nich osoby, które przywiązują wagę do uczciwości historycznej, że te osoby nie pozwolą na to, by tego typu polityczne gesty naruszały pamięć o naszych bohaterach. Jeśli będzie trzeba, będą o tym rozmawiał z radnymi PO, bo uważam, że sprawa jest tego warta,

Ł.K.: To na koniec coś pozytywnego. Niedawna wizyta w Holandii, obchody rocznicy wyzwolenia Bredy, generał Maczek, to był taki moment, kiedy nasza wersja historii chyba się przebiła do świadomości Holendrów?

Sz. Sz.: I to w sposób fascynujący. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie, kiedy towarzysząc Panu Prezydentowi i Pierwszej Damie na obchodach w Bredzie na obchodach 75.rocznicy wyzwolenia tego miasta, widziałem tłumy na ulicach miasta i całe miasto obwieszone biało-czerwonymi flagami, świętujące w sposób radosny. Wjeżdżające z jednej strony czołgi będące elementem historycznej rekonstrukcji, z drugiej strony musical, gdzie śpiewane są współczesne przeboje, podkreślające wolność, którą Polacy Bredzie przynieśli. Warto powiedzieć, dlaczego tak jest. Ci mieszkańcy pamiętają o tym, że kiedy Dywizja Pancerna generała Maczka dotarła w okolice Bredy, mogła na dwa sposoby wyzwolić miasto. Oba przyniosłyby wolność: w sposób łatwy, który nie niósłby potencjalnych strat po stronie polskich żołnierzy,  wspomagani np. nalotami z samolotów, takim frontalnym atakiem od strony zachodniej, od której żołnierze przybywali. Generał Maczek postanowił, że należy tę decyzję podjąć inaczej. Manewr taktyczny zastosowany przez gen. Maczka - atak od wschodu bez wspomagania ze strony samolotów, doprowadził do tego, że z jednej strony rzeczywiście ofiary ponieśli polscy żołnierze, około 150 z nich zginęło w trakcie tej batalii, natomiast zminimalizowano straty po stronie ludności cywilnej. Ocalono wiele miejskich dóbr materialnych, w tym bardzo ważne zabytki, ale przede wszystkim były tylko nieliczne ofiary cywilne i to się pamięta Polakom, że Polacy nie tylko to, że przynieśli wolność, ale przynieśli tę wolność w zasadzie w sposób praktycznie bezkrwawy po stronie holenderskiej, sami przelewając własną krew za wolność mieszkańców Bredy. Później część Maczkowców osiedliła się w Bredzie. Dzisiaj żyją tam ich potomkowie, stąd to miasto było w ostatnich dniach właśnie polskim miastem.

Ł.K.: To takie dobre know-how, żeby tą naszą polską wersję szczególnie historii najnowszej przedstawiać. Teraz trzeba by było taką Bredę przenieść do innych miast europejskich, a byłoby tego sporo do opowiadania.

Sz. Sz.: Zgadza się, bo Polacy walczyli na wielu frontach, ale są coraz częściej te historie przypominane, choćby historia polskich lotników walczących w Bitwie o Anglię, Dywizjonu nie tylko 303, najbardziej znanego z książki, ale też innych dywizjonów. Do tego Breda, wiele frontów walki polskiej o wolność, która przyniosła wolność nie tylko Polsce  - dopiero po 1989 roku w pełni, ale która przyniosła wolność w wielu miejscach na świecie.

Ł.K: To jeszcze na koniec zapytam o pewien incydent, który miał miejsce podczas wizyty pary prezydenckiej w Bredzie. Chodzi o pewnego sędziego. Jak to było z tym spotkaniem, kto tu komu odmówił udziału w spotkaniu?

Sz. Sz.: Ja ze zdumieniem - jeszcze będąc w Holandii - obserwowałem relacje polskich mediów, w których jeden z sędziów Międzynarodowego Trybunału Karnego, gdzie odbywało się spotkanie prezydenta na zaproszenie prezesa Trybunału, mówił o zbojkotowaniu przez siebie tego spotkania. Tymczasem ja uczestniczyłem w przygotowania do tej wizyty i doskonale pamiętam, że na żadnym etapie nie był nawet sygnalizowany element obecności tego polskiego sędziego na tym spotkaniu, więc ktoś, kto nie był przewidywany do udziału w tym spotkaniu, nie był na nie zaproszony, trudno, żeby bojkotował tego typu spotkanie. Niedobrze, że wizyta prezydenta, przy okazji ważnych spotkań, jest również przez niektórych wykorzystywana, w tym przypadku przez -  mam wrażenie - sędziego Hofmańskiego do tego, żeby czynić jakieś manifesty polityczne. Ten był wyjątkowo nieudany, bo groteskowy.

https://radiopoznan.fm/n/DtPMb5
KOMENTARZE 0