Bezstresowe dzwonki pojawią się w poznańskich szkołach

Widziałem nowego Pana Kleksa. Nie żałuję, chociaż pozwólcie, że w moim sercu i umyśle na zawsze pozostanie wspomnienie starego Kleksa. Z Piotrem Fronczewskim w roli głównej.
Film recenzowaliśmy pod koniec roku, dlatego nie będę rozpisywał się na temat plusów czy minusów najnowszej produkcji z Tomaszem Kotem w roli głównej. Nawiasem mówiąc - dał radę...
Niekiedy słyszałem lekki śmiech na sali, czasem trochę się nudziłem, chwilami historia mnie wciągała. Choć jako całość film nie oczarował i nie zachwycił, jak oczarowały i zachwyciły mnie przed laty dawne filmy o Panu Kleksie.
Zwrócono mi uwagę, że to już nie jest Kleks dla mojego pokolenia - ludzi, którzy pamiętają schyłkowy PRL, że to film dla pokolenia dzisiejszych kilkulatków. Dla nich ten obraz może być punktem odniesienia - za jakiś czas. Tak, jak ja dziś odnoszę się do dawnych filmów... Obserwowałem reakcje dzieci na sali - i coś może w tym być.
Ale dla mnie, miłośnika "starego" Kleksa niezwykle ciekawym zabiegiem autorów filmu jest umieszczenie w roli drugoplanowej Piotra Fronczewskiego. I jemu chciałbym poświęcić kilka zdań.
Piotr Fronczewski, który kiedyś był Panem Kleksem, gra rolę doktora Paj-Chi-Wo. I jest w tej roli znakomity. Siedząc w swoim gabinecie, zastawionym po brzegi starymi książkami, mamy nawet wrażenie, że to on kieruje całą historią. Że to on jest najwyższą instancją tej opowieści, choć pojawia się epizodycznie. Jako aktor zostawia, jak w wielu swoich poprzednich rolach, znaczący ślad. Zapada w pamięci widzów...
Jest wiele ról telewizyjnych czy filmowych, które warto przywołać. Piotr Fronczewski urodził się w 1946 roku w Łodzi. Młodsza widownia kojarzy Diego z "Epoki Lodowcowej", któremu aktor użyczył głosu. Były też liczne role serialowe w ostatnich dekadach. Warto przywołać jego występy w "07 zgłoś się" - w odcinkach, w których się pojawiał przyćmiewał nawet samego Borewicza, czyli głównego bohatera granego przez Bronisława Cieślaka. (odcinki pt. "Hieny" i "Zamknąć za sobą drzwi").
Tytułową rolą Piotra Fronczewskiego był cykl o Panu Kleksie (lata 80.). I był w tej roli znakomity. Podobnie jak w innych. "Hallo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy" z końca lat 70. to dzięki niemu ogląda się z zapartych tchem. W "Znachorze" (1981) widzimy go kilka minut, ale zapada nam w pamięci scena z sądu i jego słynna kwestia: "Proszę państwa, wysoki sądzie, to jest profesor Rafał Wilczur". Dziewięć wypowiedzianych przez niego słów przeszło do historii polskiego kina.
W latach 80. mieliśmy wysyp świetnych filmów z udziałem Piotra Fronczewskiego. Poza wspomnianymi warto przywołać te, które nawet dziś dość często pokazuje telewizja, jak chociażby "Lata dwudzieste, lata trzydzieste". W znakomitym filmie sensacyjnym pt. "Zabij mnie glino" jego występ przed kamerą trwa chyba pół minuty, ale jest ozdobą tej historii. Gra milicyjnego eksperta, który w ciągu kilkunastu sekund wyjaśnia nam, jakie cechy ma przestępca, który został nagrany przez telefon. No i genialny "Konsul" z końcówki lat '80, którego mogę oglądać bez końca. Fronczewski wciela się w kolejne postaci, zostawiając znaczący ślad w dziale kina opisującego świat eleganckich oszustów. Godne nawiązanie chociażby do "Wielkiego Szu", choć w "Konsulu" nie ma mowy o kartach. Główny bohater zaczyna od hurtownika sprzedającego spodnie, a kończy na fikcyjnym dyplomacie. Film w całości jakiś czas temu był na YouTubie, warto po niego sięgnąć...
Znakomitych ról Piotra Fronczewskiego jest więcej. Wracając do najnowszej "Akademii Pana Kleksa" można zakończyć stwierdzeniem, że młodsi widzowie mogą iść do kina, by odkryć historię Kleksa, pisaną dla ich pokolenia, a starsi - wybrać się na seans, żeby zobaczyć genialnego Piotra Fronczewskiego.