NA ANTENIE: Mała czarna
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Odkurzona zabawka Davida Bowie’go – recenzja Ryszarda Glogera

Publikacja: 27.05.2022 g.13:01  Aktualizacja: 27.05.2022 g.10:29 Ryszard Gloger
Poznań
Dla prawdziwego fana Davida Bowie’go ta płyta to nic nowego. Miłośnicy twórczości brytyjskiego artysty, już dawno zdążyli dopaść piracką wersję całej płyty lub chociaż odsłuchać ten materiał dźwiękowy z jakiegoś źródła w internecie.
David Bowie Toy - Okładka płyty
Fot. Okładka płyty

A sprawa miała się tak. Gdzieś na przełomie tysiąclecia, już po wydaniu płyty „Hours”, a przed kolejnym oficjalnym wydawnictwem „Heathen”, David Bowie zorganizował szybką sesję nagrań. Jesteśmy więc w okresie 1999 -2002. Artysta właśnie zakończył współpracę z wytwórnią Virgin i znalazł dla siebie nowe wydawnictwo Columbia Records. Zanim Bowie zaczął obmyślać jak zacząć ten nowy rozdział w karierze, dużo koncertował. Kiedy trasa się zakończyła w dobrym nastroju latem 2000 roku, wszedł do studia z muzykami swojego zespołu. Można przypuszczać, że atmosfera była bez zarzutu, bo występ na rockowym festiwalu w Glastonbury potwierdził świetną formę artysty. Bowie postanowił nagrać piosenki leżące w przysłowiowej szufladzie, które skomponował 30 lat wcześniej zanim objawił się światu przebojem „Space Oddity”. Oczywiście Bowie odświeżył te stare piosenki, jak to zwykle czyni artysta dążący do perfekcji.

Już pierwsze odsłuchanie płyty „Toy”(Zabawka), utwierdza w przekonaniu, że nagrania powstały w klasyczny sposób. Utwory wykonywali muzycy razem, zostawiając jedynie do dogrania solowe ścieżki. W ten sposób charakter kompozycji nie uległ daleko idącym zmianom. Nie trzeba być fachowcem, żeby nie poczuć energii uczestników nagrań i zabawy towarzyszącej pracy w studiu.

Te 12 piosenek i kolejne 2 bonusowe brzmią bardzo naturalnie i utrzymane są w duchu muzyki lat 70. Wtedy jeszcze dominantę stanowiły muzyka, tekst i czyste wykonanie. Dopiero później zaczęto kombinować poprzez rozbudowaną instrumentację i aranżację utworów oraz zdecydowane wprzęgnięcie techniki nagrań. David Bowie już na oficjalnej płycie „Heathern”, także poszedł tym tropem i wykreował swoje wyraziste brzmienie pełne mrocznych tonów i emocjonalnego chłodu.

Tymczasem płyta „Toy” mieni się żywymi piosenkami, jakby wszystkie wyszły lekko spod palca. Już na początku rockowy kawałek „I Dig Everything” z żeńskim chórkiem. Bowie mógłby zaśpiewać tę piosenkę w ulubionym kiedyś przez angielską młodzież telewizyjnym programie „Ready Steady Go”. Piosenki jedna po drugiej wkręcają się do głowy słuchacza melodyjnymi tematami, są obowiązkowe refreny, tu i ówdzie słychać wywijające ostre solówki gitary Marka Plati i Earla Slicka. Piosenka „London Boy” tchnie nostalgicznym smutkiem. Żeby nie być posądzonym o pójście na łatwiznę w nagraniu „Karma Man” Bowie wprowadził bardziej oryginalne instrumenty klawesyn i trąbkę. Pastelowe brzmienie daje połączenie gitar akustycznych i kwartetu smyczkowego w piosence „Conversation Piece”. Jedyna wcześniej znana kompozycja „Shadow Man”, pochodząca z sesji na płytę „Ziggy Stardust”, robi wrażenie wymieszaniem tonów liryzmu z dramatycznym uniesieniem, których nie powstydziłby się specjalista od ściany dźwięku Phil Spector. W nagraniu „Let Me Sleep Beside You” można podejrzewać z kolei, że Bowie’mu akompaniował słynny kwartet The Beatles.

Kolejne piosenki utwierdzają w przekonaniu, że to bardzo dobrej jakości zestaw kompozycji i aż trudno uwierzyć, że powstały we wczesnym okresie kariery artysty. Nie mam wątpliwości, że każdy właściciel kolekcji płyt Davida Bowie przyjmie to wydawnictwo bez zastrzeżeń. Młodym słuchaczom pewnie ta muzyka wyda się lekko staromodna i mało atrakcyjna, jak na współczesne gusty. Raz jeszcze okazuje się, że David Bowie potrafił pisać dobre piosenki i nasycić je swoją osobowością.

https://radiopoznan.fm/n/LrGzbp
KOMENTARZE 0