Procedura była dosyć prosta: 46-latek podrabiał podpis starosty i urzędową pieczęć. - Wydawał dokumenty zezwalające na budowę, mimo, że sprawa była niedokończona bądź w ogóle nie było jej w urzędowym obiegu - mówi prokurator rejonowy w Trzciance Magdalena Roman.
Urzędnik tłumaczył, że nieraz był tak obciążony pracą, że czasami zaniedbał pewne terminy. Wtedy szybko wydawał takie fałszywe decyzje. Skanował z istniejących, oryginalnych dokumentów podpis starosty i nanosił ten skan na te decyzje. Natomiast były też takie decyzje, dokumenty, które w ogóle były wydane poza prowadzonymi postępowaniami administracyjnymi. Czyli postepowanie w ogóle nie było zarejestrowane w urzędzie.
Prokuraturę zawiadomiło samo starostwo. Proceder odkryto przypadkiem, gdy jeden z petentów próbował wyjaśnić błąd w dokumentacji budowlanej. Okazało się, że jego dokumenty w ogóle nie były zarejestrowanie i nie
figurują w dokumentacji gromadzonej przez starostwo.
Starosta czarnkowsko-trzcianecki Feliks Łaszcz, sytuację komentuje krótko:
Pracownik został zwolniony dyscyplinarnie jeszcze w zeszłym roku.
Prokuratura zajmuje się sprawą właśnie od 2020 roku. Dopiero teraz temat odkryła lokalna telewizja: TV Asta. Śledczy wciąż sprawdzają, ile tak naprawdę dokumentów mógł podrobić Krzysztof Ś.
Mężczyzna pracował w starostwie 20 lat. Udowodniono mu jak na razie fałszerstwo kilkunastu dokumentów, za część pobierał wynagrodzenie, dlatego grozi mu nawet do 10 lat więzienia.