Za pięć z nich odpowiedzialny był ten sam warsztat samochodowy z Chartowa. Strażnicy przeszukali odpadki i znaleźli wśród nich dokument z adresem firmy. Jak mówi rzecznik Straży Miejskiej Przemysław Piwecki, sprawca nie od razu przyznał się do porzucenia śmieci.
- Właściciel tego warsztatu początkowo zaprzeczał, ale jak zobaczył dokument, który znaleźli strażnicy, przyjął mandat. Strażnicy mieli okazje przyjrzeć się, jakie jest wyposażenie w środku warsztatu. Między innymi bardzo charakterystyczne naczynia jednorazowe, które były tam używane, pojawiły się w kolejnych wysypiskach.
Straż dysponowała też nagraniem z monitoringu, na którym widać, jak samochód zauważony wcześniej na parkingu przy warsztacie, podjeżdża do dzikiego wysypiska śmieci. - Nie było widać momentu wyrzucania odpadów, ale pojawił się i wyjechał taki sam samochód, jak ten, który stał na podwórzu. Strażnicy zaczęli to wszystko zbierać, właściciel poddał się i przyznał się do pięciu wysypisk. W tej chwili tych wysypisk tam nie ma - mówi Przemysław Piwecki.
W przypadku jednego wysypiska strażnikom nie udało się ustalić kto jest odpowiedzialny za porzucenie śmieci. Koszt usunięcia odpadków poniesie miasto.