Po udzieleniu pomocy kobieta zniknęła. Poprzez lokalne media policja prosiła ją o kontakt. Złożyła już zeznanie, chce pozostać anonimowa.
Kobieta zachowała niezwykłą trzeźwość umysłu i opanowanie, choć to co zobaczyła – budziło grozę. 4 stycznia wczesnym rankiem w rejonie ulic Wojska Polskiego i Szerokiej zobaczyła biegnącą kobietę, na której paliła się odzież. 60-latka natychmiast poleciła poszkodowanej, by położyła się na śniegu. Dodatkowo, już leżącą kobietę, ratowniczka śniegiem jeszcze posypywała. I to uratowało ofiarę mężowskiego napadu.
Jak się okazało idącą do pracy śremiankę zaatakował na ulicy mąż, z którym się rozwodzi. 37-letni mężczyzna zaczaił się na żonę, podbiegł do niej i polał łatwopalnym płynem i podpalił. Sąd aresztował go na trzy miesiące. Ofiara napadu ma poparzony bark, szyję, nadpalone włosy. Szpital opuściła szybko. Jej życie nie jest zagrożone, ale sprawcy za usiłowanie zabójstwa grozi nawet dożywocie.