Problem, z którym musi się mierzyć sporo kobiet, był do tej pory z reguły przemilczany w masowej świadomości. Skala tego problemu jest jednak zatrważająco wielka - także i w Polsce. Kobiety padają ofiarą molestowania nie tylko w pracy czy szkole, ale również w innych miejscach publicznych, a nawet w domu. Wiele z nich zdecydowało się na przerwanie milczenia i dołączyło do #MeToo (po polsku #JaTeż).
Cała akcja rozpoczęła się w królestwie showbiznesu - Hollywood. Aktorka Alyssa Milano oficjalnie przyznała się do tego, iż była ofiarą molestowania seksualnego. Oskarżyła o to znanego w środowisku filmowym Harveya Weinsteina, będącego producentem takich kultowych produkcji, jak Pulp Fiction czy Władca Pierścieni. Do Milano dołączyły tysiące kobiet - inne gwiazdy kina, muzyki i showbiznesu, a później także i zwykłe osoby.
Pod hashtagiem #metoo kobiety przyznają się do bycia w przeszłości ofiarami molestowania. Niektóre z nich przytaczają nawet historie, które je spotkały.
"Mój szef lubił sprawdzać, czy mamy staniki" - napisała jedna z pokrzywdzonych kobiet na Facebooku.
"Tekst w windzie, żart w kolejce. Pod pozorem komplementu, wśród ludzi, w pracy. Trudno to zahamować, trudno znosić" - czytamy w jednym z wpisów na Twitterze.
"Żona napisała mi właśnie, że jakiś koleś złapał ją za rękę na ulicy i ciągnął ze sobą. 15:30" - to już inny wpis z Twittera. Jak widać, takie sytuacje wciąż mają miejsce, nawet w środku dnia.
Liczba wpisów w mediach społecznościowych, opatrzonych hashtagiem #metoo, wynosi już kilkadziesiąt tysięcy. Oznacza to ogrom skali tego problemu. Nie każda kobieta jest bowiem na tyle odważna, by powiedzieć o swoim problemie publicznie.