Prokurator Krzysztof Kapuściński jest przekonany, że zawinił pracodawca kobiety, bo nie przeszkolił jej w dostateczny sposób.
Zdaniem prokuratury wyjaśnienie tej zagadki jest jedno. Po prostu nie została poinformowana o zagrożeniach wiążących się z takim sposobem dolewania biopaliwa do kominka i wskutek tego doszło do tego wypadku i za to - zdaniem prokuratury - odpowiada oskarżony z tego tytułu, że nie przeszkolił jej właściwie w zakresie obsługi tego biokominka
- mówi prokurator.
Obrońca Ziemowita M. twierdzi, że było wręcz przeciwnie, że pracownica przeszła szkolenie. Ma tego dowodzić nagranie z kamer zamontowanych w barze. Adwokat Jacek Błachut powołał się także na ustalenia Państwowej Inspekcji Pracy, która na oskarżonego nie nałożyła nawet mandatu.
Obrońca wniósł o uniewinnienie. Ten sam wniosek złożył oskarżony.
Przede wszystkim chciałbym wyrazić głęboki żal i smutek z powodu śmierci pani Darii. Jej śmierć to dla mnie traumatyczne i emocjonalne przeżycie i ono będzie obecne w moim życiu do końca moich dni. Jednakże uważam, że postawione mi zarzuty, są niesłuszne. 2 września 2019 roku pani Daria przeszła szkolenie z obsługi biokominka, dowiedziała się, jak w bezpieczny sposób należy obsłużyć to urządzenie. Dlaczego postąpiła w sposób niedozwolony - nie jestem w stanie tego wyjaśnić
- mówi oskarżony.
Ziemowit M. został oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci kobiety. Prokurator chce też, by zapłacił 5 tysięcy złotych grzywny i 10 tysięcy złotych nawiązki. Wyrok poznamy za dwa tygodnie.
W śledztwie ustalono, że pracownica hotelowego baru - wbrew instrukcji obsługi - dolewała paliwa, kiedy biokominek nie był wygaszony i schłodzony. Po wybuchu trafiła do szpitala z rozległymi oparzeniami sięgającymi 80 procent ciała. Nie udało się jej uratować.