W ocenie byłego parlamentarzysty 4 czerwca 1989 roku nie było żadnych wolnych i demokratycznych wyborów. Były one wynikiem porozumienia, jakie część środowiska solidarnościowego, skupionego wokół Adama Michnika, Bronisława Geremka i Jacka Kuronia, zawarła z PZPR. Na jego mocy w wyborach 65 proc. miejsc w Sejmie przypadło komunistom, a zaledwie 35 proc. "Solidarności". "Jednym z elementów tego porozumienia był brak możliwości lustracji i rozliczenia komunistów" - mówił Piotr Walerych.
Parę miesięcy wcześniej ropoczęły się rozmowy tzw. „Okrągłego stołu”. Zaczęły się najpierw rozmowy zakulisowe, w których brała udział część opozycji solidarnościowej. Podkreślam, że tylko część, a główne środowiska niepodległościowe nie brały w tym bezpośredniego udziału. Na to naciskała także ówczesna, tzw. „siła przewodnia”, czyli PZPR – Płatni Zdrajcy Pachołki Rosji. [...] Doszli do wspólnego przekonania, że jeśli się wyeliminuje tę część najbardziej antykomunistyczną, to łatwiej będzie się porozumieć co do tego, w jaki sposób pokojowo przekazać, czy połączyć siły, żeby można było budować wspólną przyszłość bez, jak to oni nazywali, ludzi którzy nie chcą budować przyszłości, tylko są radykalni.
Pierwsze, prawdziwie wolne wybory odbyły się dopiero dwa lata później. W ich wyniku powstał rząd Jana Olszewskiego, obalony też 4 czerwca, ale 1992 roku. Powodem odwołania Jana Olszewskiego była próba lustracji państwowych urzędników.
Cała rozmowa z Piotrem Walerychem:
Roman Wawrzyniak: Na początek aspekt historyczny, aby przypomnieć, zwłaszcza młodszym słuchaczom. Co wydarzyło się 4 czerwca 1989 roku?
Piotr Walerych: Zacząć trzeba od tego, że parę miesięcy wcześniej ropoczęły się rozmowy tzw. „Okrągłego stołu”. Zaczęły się najpierw rozmowy zakulisowe, w których brała udział część opozycji solidarnościowej. Podkreślam, że tylko część, a główne środowiska niepodległościowe nie brały w tym udziału. Z resztą, takie były założenia między innymi Lecha Wałęsy, ale o tym można się było dowiedzieć dopiero po fakcie. Także na pewno środowisk późniejszej „Gazety Wyborczej”, żeby pewnych środowisk nie zapraszać. Na to naciskała także ówczesna, tzw. „siła przewodnia”, czyli PZPR – Płatni Zdrajcy Pachołki Rosji, czyli óczesna partia komunistyczna, która z mocy Kremla zarządzała wtedy, jak to się nazywało, Polską Rzeczpospolitą Ludową. Doszli do wspólnego przekonania, że jeśli się wyeliminuje tę część najbardziej antykomunistyczną, to łatwiej będzie się porozumieć co do tego, w jaki sposób pokojowo przekazać, czy połączyć siły, żeby można było budować wspólną przyszłość bez, jak to oni nazywali, ludzi którzy nie chcą budować przyszłości, tylko są radykalni. Do t ego grona należała „Solidarność Walcząca”, czy „Ruch Młodej Polski”, ale do czasu...
I do tego porozumienia doszło.
Do tego porozumienia doszło. Co ciekawe, niektóre środowiska, które później to zaakceptowały, jak na przykład, wywodzący się z Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, Bronisław Komorowski, nie tylko nie angażowały się, ale były przeciwne. Nie mówiąc o środowisku związanym z Janem Olszewskim, czy środowisku „Głos”, którym kierował Antoni Macierewicz i Piotr Naimski. Część środowiska Ruchu Młodej Polski, wtedy skupione wokół Aleksandra Halla, Marka Jurka, Jacka Bartyzela i kolegów z Poznania, doszło do takiego porozumienia, które było niepełne. Aczkolwiek przestrzegaliśmy wówczas przed skutkami tego, że łaczenie się w ten sposób i nie rozliczenie... bo jednym z warunków tego „pokojowego”, jak to wówczas określano, przejścia było to, że rozliczenia komunistów nie będzie i całej tej agentury. Mowy nie było, żeby doszło do jakiejkolwiek lustracji, czego my, będąc później w Zjednoczeniu Chrześcijańsko-Narodowym i Porozumieniu Centrum, domagaliśmy się. Tak się stało, że to cząstkowe porozumienie zaowocowało tymi tzw. „wolnymi”, jak oni twierdzili, wyborami, które w żaden sposób nie były wolne, bo były ograniczone zakresem możliwości startowania i kandydowania przedstawicieli opozycji, czy w ogóle sił politycznych. Nie był to żaden pluralizm polityczny, tylko uzgodnione 35 proc. dla tzw. opozycji solidarnościowej, a reszta dla układu komunistycznego, w którego skład wchodziło PZPR, Zjednoczone Stronnictwo Ludowe – dzisiaj PSL i Stronnictwo Demokratyczne oraz inne przybudówki PAXowskie itd.
Dlaczego, dzisiaj także, jedni mówią, że to pierwsze, wolne, demokratyczne wybory w Polsce, a inni wręcz przeciwnie, że doszło w ich czasie do zdrady narodu przez ówczesne elity „Solidarności”? Jaka jest Pana opinia? Skąd taka różnica w ocenie tego samego wydarzenia?
Różnica wynika z tego, że jedni uważali, zgodnie z zasadami, które funkcjonowały w demokratycznych i niepodległych państwach oraz z tym, co przez kilkadziesiąt lat pozostawało w rękach Prezydenta na uchodźtwie i tamtego gabinetu, czyli insygnia niepodległej Rzeczpospolitej, a co nie zostało przekazane i nie było ciągłości itd. Co zdecydowało? Wspólnota interesów, co pokazało się dwa lata później w czasie, kiedy byłem już posłem. Kiedy zjednoczone siły od lewa do centrum właściwie, a jak byśmy dzisiaj powiedzieli „obozu demokratycznego i postępu” zmówiły się, żeby doprowadzić do obalenia rządu Jana Olszewskiego. To był pierwszy rząd niepodległościowy, wyłoniony w pierwszych wolnych wyborach w 1991 roku. Wcześniej nie ma o tym mowy, bo nie były spełnione warunki. Było tylko porozumienie między częścią elit solidarnościowych z komunistami i ich przybudówkami. Niestety trzeba powiedzieć, że w kierunki takiego modus vivendi opowiadał się również, przynajmniej w części, polski kościół. Mówię tu o części Episkopatu. To był błąd. My uważaliśmy, że to jest błąd, który będzie rzutował w przyszłości ograniczeniem możliwości i wpływów Kościoła. Zawsze jest coś za coś.
Tam chyba też było oddawanie miejsc w pakcie sejmowym, żeby dotrzymać umów okrągłostołowych, a nie tego, o czym zdecydowali Polacy bezpośrednio przy urnach wyborczych.
Mówimy o tej liście krajowej, która była, choć nie miała być, skreślona. Za tą listą, która była ustalana odgórnie z komunistami, optowali Jacek Kuroń, Bronisław Geremek, Adam Michnik i inne jeszcze osoby, poza PZPR. To się nie udało, dlatego nastąpiło jakby „reporozumienie” w tej sprawie. Uznano to za nieważne i zrobiono na nowo, czyli po prostu szwindel na szwindlu. To była rzecz nie do przyjęcia.
Dlatego o tym wspominam, bo wydaje się to ważna rzecz w całej tej układance. Warto też wspomnieć, że te wybory z października 1991 roku, w których efekcie powstał rząd Jana Olszewskiego, wyłoniłu pierwszy wolny rząd bez udziału komunistów.
Tak. Proszę zwrócić uwagę, że ówczesne środowisko Donalda Tuska, czyli gdańscy liberałowie, absolutnie nie chcieli angażować się w to przedsięwzięcie i bardzo szybko znaleźli współną drogę, bardzo owocną materialną, ale też, jak się później okazało, politycznym z późniejszą Unią Demokratyczną i późniejszymi siłami postkomunistycznymi w Sejmie.
Przechodząc do czasów współczesnych, to co będą, Pana zdaniem, świętować wszyscy ci, którzy wzywani są teraz przez Donalda Tuska do Warszawy na najbliższą niedzielę?
Gromadzi ich wielki niepokój i strach, a w pewnej części otumanienie, że w Polsce jest zagrożona demokracja, co jest kompletną bzdurą, co widać chociażby po demonstracjach antyrządowych, bardzo brutalnych takich jak te pani Lempart, czy inne tego rodzaju wystąpienia, a podczas których włos im z głowy nie spadł. A plucie, wybijanie szyb, atakowanie ludzi o innych poglądach to było ich clue. Tak jest do dzisiaj. Co ich mobilizuje? Obawa, że nie będą mieli możliwości odzyskać władzy i wpływów, aby wprowadzać ten tzw. „obyczajowy postęp”, czyli zabijać nienarodzone dzieci na życzenie, wprowadzać powszechność LGBT, czyli uczenia dziecka w szkole i demoralizacji i deprawacji dzieci i młodzieży. Ich bardzo mocno interesują wpływy finansowe, ale równie mocno interesują ich wpływy ideologiczne, bo ich głównym punktem odniesienia są, jak oni mówią, „wartości”, ale takie, w gruncie rzeczy, które nie legły u podnóża powstania Europy. Takiej Europy, państw, narodów opartych na modelu rzymsko-grecko-łacińskim, czy łacińskim, a zatem również katolickim. To jest istota rzeczy – nienawiść do wszystkiego, co jest związane z tradycją budującą państwo polskie, budującą Europę na pewnym porządku wartości, harmonii i ładzie, a za to burzenie, bunt, nienawiść. To muszę podkreślić, że nienawiść u wielu tzw. „celebrytów”, niektórych aktorów, uczestników tych marszy, bo oni życzą śmierci... Nie mówię o tym, co powiedział ostatnio pan Lis, bo to jest w pewnym sensie podsumowanie... to jest istota rzeczy tych ludzi i tego o czym i jak oni myślą. Oni nienawidzą wszystkiego, co w gruncie rzeczy jest z ducha polskie, chrześcijańskie i co jest niepodległe. Dla nich punktem odniesienia jest tzw. „Europa”, która jest zlaicyzowana, niemiecka, a najlepiej w sojuszu z postbolszewikami, co było widać w ostatnich latach.
Przywołam słowa Donalda Tuska, który jak zwykle w swoim stylu, ironizował, że zrobią 4 czerwca rządzącym takie konsultacje społeczne, jakich jeszcze nie widzieli. Zachęcał też, by w marszu wzięli udział wszyscy ci, który „są przeciwko drożyźnie, złodziejstwu i kłamstwu, a za wolnymi wyborami, demokratyczną i europejską Polską”. Gdyby tak się przyjrzeć każdemu słowu z tego zaproszenia, przeanalizować skutkiem czyjej polityki jest dzisiaj putinflacja, albo kto i w jaki sposób rozkręcał karuzelę vatowstką, to co by nam wyszło?
Ja wiem, że ludzie młodzi być może nie zwracają na to uwagi, ale hasła „obóz demokratyczny”, „opozycja demokratyczna”, „ład demokratyczny” to są wszystko słowa wytrychy z annału czystej propagandy komunistycznej z lat '30, '40, a także '50. W tym względzie się nic nie zmieniło. Dlatego w tym marszu będą brały udział osoby z jednej strony zagubione i o niech nie chcę wspominać, bo to jest odrębna sprawa, ale słuchający tylko jednego ośrodka i wytycznych i patrzący, jak w Pana Boga w Donalda Tuska, czy Lecha Wałęsę – postaci coraz bardziej groteskowe, ale przede wszystkim myślących w takich kategoriach, że każde kłamstwo owiane słowem, które kojarzy się pozytywnie, ma sens, dlatego że ludzi można wprowadzić w błąd i oni za nimi pójdą. Tak było w latach '30 zarówno w Niemczech, Hiszpanii, Francji, we Włoszech, jak i w wielu krajach – także w Polsce, ale tu był margines tej komuny. Tutaj też jest komuna. Proszę zwrócić uwagę, kogo na sztandary, czy obok swoich barków przyjął Tusk, Schetyna, et consortes. Przyjął Cimoszewicza, Leszka Millera, jakiegoś pana Rosatiego, jakiegoś pana Belkę – ludzi kierujących forpocztą komunizmu w latach '80, którzy z tego korzystali. Wyjeżdżali za granicę i tam stawali się agentami płatnymi SB, wywiadu i kontrwywiadu sowieckiego. Z resztą po to byli wysyłani. Dlatego oni dzisiaj maszerują razem, bo bronią współnie tych samych interesów. Mi jest żal niektórych ludzi, którzy wierzą w te pokrętne słowa o demokracji, za którymi kryje się czysty totalitaryzm. Oni wiedzą, że gdyby... nie wrócą do władzy i mówię to, opierając się na analizach swoich, znajomych i przyjaciół, nie wrócą do władzy. Chcieliby, będą próbowali rozpętać piekło ale nie wrócą. Gdyby wrócili, to dopiero by rozpętali piekło mszcząc się, atakując, niszcząc...
Najlepszy przykład, jeśli chodzi o sprawę sędziego Szymona Marciniaka.Jeszcze jeden współczesny wątek. Szymon Hołownia, który jeszcze kilka tygodni temu wyśmiewał inicjatywę marszu, teraz mówi, że weśmie w nim udział, bo to rzecz o bezpieczeństwie narodowym. To oznacza koniec trzeciej drogi z PSLem i połknięcie przez Donalda Tuskak t ych ugrupowań?
Niekoniecznie. To jest kompletna groteska i teatr absurdu. To jest tak śmieszne, że nabrać się na to mogą tylko ci, którzy albo mają słabe pojęcie na temat polityki i rzeczywistości politycznej, tego, co się dzieje wokół nas, albo są kompltnie zaślepieni. Nie musi zmienić, bo to jest kwestia porozumienia się między sobą. Nie tyle wspólnej listy, co podzielenia... idziemy razem, on oczywiście wygrywa tym, że jest liderem i kładzie na łopatki w pewnym sensie tych swoich antagonistów wewnątrz PO i gdzie indziej. W tym sensie pokazują, że pójdziemy osobno, ale jesteśy twoimi wasalami. Tak to zostało opracowane i rozpracowane i świetnie współgra z interesem moskiewskim, ale pamiętajmy, że siła nie leży w czystym kłamstwie, ale w umiejętnej odpowiedzi na to kłamstwo. Ufam, że rządzący w sensie komunikacyjnym, a mają dużo do powiedzenia, będą potrafili to kłamstwo zbijać. Nie wystarczy mówić, że tamci mówią nieprawdę, a to wyglądało tak, tak i tak... Trzeba bronić prawdy i zasad często w sposób naprawdę twardy. Jeżeli oni biją i atakują, to korzystaj z tego, co prawo i państwo ci daje. Nie cofaj się, bo słabość to jest pokazanie niepewności. My, po tej stronie... ja nie jestem w PiSie, ale jestem po stronie niepodległościowej, czyli popieram ten rząd. My po tej stronie nie możemy pokazywać słabości. Spokój, ale bardzo duże zdecydowanie. Nie może nam ani ta grupa, bo inaczej ich nie chcę nazwać,która kiedyś trzymała władzę i pieniądze, zresztą widać ile oni stracili tych pieniędzy, ani skrajne lewactwo europejskie dyktować tego, co my mamy robić w Polsce. Mam nadzieję, że rządzący będą to mieli na uwadze i tych wyborów i tych wyborów nie przegramy.