NA ANTENIE: Konkurs ciepło-zimno
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

DION – "Blues With Friends"

Publikacja: 31.08.2020 g.15:26  Aktualizacja: 31.08.2020 g.15:33
Poznań
Recenzja Ryszarda Glogera.
dion blues
Fot.

Zdaję sobie sprawę, że płyta artysty, który po dawno osiągniętym wieku emerytalnym za żadne skarby nie chce zejść ze sceny, może zainteresować tylko melomanów czujących więź pokoleniową lub mających szacunek do artystów z trwale wpisanym miejscem w historii. Oto Dion, artysta wprowadzony w 1989 roku w poczet Rock And Roll Of Fame.

Właściwie to Dion Francis DiMucci, który w zamierzchłych czasach, był jednym z pierwszych idoli rock and rolla. Pierwsze przeboje Diona „A Teenager In Love”, „Ronaround Sue” czy „The Wanderer”, ponad 60 lat temu okupowały szczyty listy magazynu Billboard. W niecałe 4 lata ten samorodek muzyki młodzieżowej nagrał 40 piosenek, które hulały jedna po drugiej na listach zwłaszcza w USA. Takich gwiazdek podążających śladem Elvisa Presley’a były wówczas dziesiątki. Kto dziś jest w stanie przywołać nazwiska Frankie Avalon, Fabian, Bobby Rydell, Tommy Roe, Bobby Vinton. Oni wszyscy mieli swoje pięć, czasem nawet dziesięć minut, aż tsunami nowego pokolenia bigbitu zmiotło ich wszystkich ze sceny.

Z Dion’em było inaczej. Podobno słynny łowca talentów John Hammond Senior, słuchając młodziaka w studiu wytwórni Columbia powiedział: "masz w sobie coś więcej, czujesz bluesa". Z tej rzuconej mimochodem uwagi znanego producenta ówczesna poczwarka pop music nasz Dion, szybko przeobraziła się w artystę wykonującego rhythm and bluesa i bluesa. Świadczy o tym jego bogata dyskografia, pełna bardzo dobrych płyt, chociaż w większości z słabym wynikiem sprzedaży. Dion, przetrwał i w ostateczności wygrał. Wyraźnym zwieńczeniem tej długiej drogi jest właśnie płyta „Blues With Friends”. Współczesny szaman gitary Joe Bonamassa żeby płyta mogła się zmaterializować, powołał nowe wydawnictwo Keeping The Blues Alive Records. To ładny gest szacunku dla artysty, który skończył niedawno 81 lat i ciągle ma serce do tworzenia muzyki. Dion zebrał kilkanaście utworów stworzonych wspólnie z poetą i pisarzem Mike’em Aquiliną. Jakość tych piosenek świadczy o tym, że rzeczywiście Dion czuje bluesa i to jak. Z teczką pełną atrakcyjnych piosenek artysta wszedł do studia. Na koniec zaprosił do nagrań śmietankę artystów i zarazem przyjaciół. Jeśli komuś przypałętają się w głowie wątpliwości i podejrzenia, że całe to wspaniałe towarzystwo ma przykryć słabości głównej postaci, może nawet je reanimować, to takie myślenie nie ma w tym przypadku zastosowania. Dion śpiewa z pasją i energią artysty o połowę młodszego. Trudno oczywiście nie zauważyć, że to inny głos niż z przeboju „Ruby Baby” z tamtej ery. Głos Diona jest dojrzalszy, momentami szorstki, lecz nie rachityczny. Wspaniali goście od Joe Bonamassy i Jeffa Becka zaczynając a na Paulu Simon’ie i Brucie Springsteen’ie kończąc, dodają nagraniom blasku. Nie przyćmiewają jednak głównego wokalisty. Zdecydowana większość przyjaciół Diona, wnosi do muzyki zgrabne solówki na gitarach lub jak John Hammond Junior na harmonijce ustnej. Joe Bonamassa swoją gitarą nie szarżuje za to wzmacnia dynamikę w nagraniu „Blues Comin’ On”. A z jaką niezwykłą elegancją gra na gitarze Jeff Beck w utworze „Can’t Start Over Again”. W kawałku „Uptown Number 7” Brian Setzer podbija temperaturę rock and rollowego szaleństwa. Dion śpiewa także w duecie z Vanem Morrisonem lub w innym nagraniu „I Got The Cure”, robi miejsce na gitarowe arabeski Sonny’emu Landreth’owi.

Tymczasem w kończącym płytę czternastym utworze „Hymn To Him”, dyskretnie podążający za śpiewem Diona Bruce Springsteen tylko jako gitarzysta, stwarza wyjątkowy nastrój kompozycji. Najbardziej wzruszający moment płyty to autobiograficzny utwór „Song For Sam Cooke (Here In America)” w formie folkowej ballady z antyrasistowskim przesłaniem. Dion wspomina w tej piosence, wspólny koncert z czarną gwiazdą muzyki Samem Cooke’m i symboliczną, przyjacielską rozmowę w przerwie na papierosa. Są momenty, kiedy Dion jest sentymentalny i wspomina Memphis, czyli kolebkę rock and rolla. Ma prawo był częścią tamtej historii. Jednak płyta jest przede wszystkim dynamiczna i pełna wewnętrznej energii samego artysty.

W książeczce płyty znalazł się krótki tekst Boba Dylana, kolejnego przyjaciela Diona. Po wysłuchaniu albumu, trudno się nie zgodzić z Dylanem, że Dion posiadł umiejętność śpiewania bluesa i sztukę tworzenia piosenek w tym gatunku. Kto by pomyślał, po 60 latach artysta wrócił na szczyt listy bestsellerowych albumów magazynu Billboard i nie ma konkurencji od 8 tygodni.

Ryszard Gloger

https://radiopoznan.fm/n/0nn555