NA ANTENIE: 01:00 Klasyka muzyczna II/
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Wojciech Jakóbik: większość Polaków chce atomu w Polsce, pokazują to badania

Publikacja: 10.01.2023 g.10:32  Aktualizacja: 10.01.2023 g.14:04
Poznań
Ponad 80 procent Polaków popiera atom. Tak wynika z badań przeprowadzonych przez Ministerstwo Klimatu. Polska chce wybudować pierwszą elektrownię jądrową na bazie amerykańskiej technologii.
elektrownia atomowa  - Pixabay
Zdjęcie ilustracyjne / Fot. Pixabay

Nie możemy już czekać - mówił w porannej rozmowie Radia Poznań ekspert z dziedziny energetyki Wojciech Jakóbik.

Czekaliśmy już zdecydowanie za długo. Luka wytwórcza, czyli niedobór elektrowni w Polsce ma w latach 30. sięgnąć nawet 5 gigawatów, czyli tyle, ile mocy ma elektrownia Bełchatów - największa elektrownia w Europie, dlatego też potrzebujemy nowych mocy wytwórczych, czyli nowych elektrowni. Coraz więcej OZE powstaje w Polsce, kryzys energetyczny prawdopodobnie przyspieszy ten proces, ale one nadal są zależne od pogody, a magazynów energii pozwalających przejść w stu procentach na źródła odnawialne wciąż nie ma

- mówi Jakóbik.

Według planów, w latach 30. atom zastąpi węgiel. Jeżeli w tym czasie rozwinie się technologia magazynów energii odnawialnej, to powstanie więcej instalacji OZE, a do tego czasu atom zapewni nam bezpieczeństwo - mówił gość porannej rozmowy.

Poniżej cała rozmowa:

Cezary Kościelniak: Dziś moim gościem jest ekspert z zakresu energetyki. Redaktor naczelny Biznes Alert Wojciech Jakóbik. Chciałabym porozmawiać przede wszystkim o elektrowni atomowej i o inwestycji, którą w Polsce będzie realizowała amerykańska Westinghouse. Kilka danych na początek - planuje się, by powstały pierwsze trzy reaktory, z których jeden ma pokryć zapotrzebowanie aż czterech milionów gospodarstw domowych, czyli trzy - 12 milionów gospodarstw domowych, a cena pierwszej elektrowni jądrowej ma wynieść 90 - 100 mld złotych, orientacyjna cena to około 20 mld dolarów. Co nas czeka w związku z tą inwestycją w 2023 roku.

Wojciech Jakóbik: Mamy wybrać model finansowania. Wybraliśmy partnera technologicznego w pierwszej lokalizacji, będzie to wspomniany Westinghouse z USA z reaktorem AP1000. Teraz trzeba stworzyć model finansowy, który pozwoli zrealizować te przedsięwzięcie warte być może 100 mld złotych, być może 120 mld złotych. Wiele zależy od lokalizacji, od ostatecznych ustaleń, które trwają między Westinghouse a polskimi elektrowniami węglowymi - docelowym operatorem elektrowni jądrowych w Polsce.

Panie redaktorze, co to znaczy dla potencjalnego płatnika faktur z firm dostarczających energię? Czy zapłacimy wszyscy, czy złożymy się wszyscy na koszt budowy tych elektrowni atomowych? Czy po prostu cena prądu wzrośnie?

Każda elektrownia jest finansowana z naszych pieniędzy. Oczywiście ta realizowana przez spółki Skarbu Państwa czy to atomowa czy węglowa, zresztą jądrowa nie atomowa, czego bardzo pilnują fizycy w dyskusji o elektrowniach jądrowych -  nasza elektrownia jądrowa może mieć dwa skrajne modele finansowania. Pierwszy to kontrakt różnicowy znany na przykład z Wielkiej Brytanii. Zakłada specjalną dopłatę na rachunku tak, jak ma pan opłatę masową na rachunku za energię elektryczną, teraz mogłaby się pojawić opłata atomowa, która finansuje w ten sposób elektrownię atomową. Natomiast obecna administracja skłania się ku innemu rozwiązaniu, które nie będzie obciążać bezpośrednio rachunków odbiorców, a w zamian da niższe ceny energii, bo atom ma być sposobem na konkurencyjność naszej gospodarki i tutaj jednym z rozwiązań branych pod uwagę jest model para-spółdzielczy, stworzony przez urzędników Ministerstwa Klimatu oraz Collegium Civitas - mamy model, który zakłada, że firmy, które zaangażowałyby się kapitałowo w polskie elektrownie jądrowe, weszłyby do akcjonariatu i miałby później gwarancje zakupu energii z elektrowni jądrowej po minimalnej cenie, po koszcie wytworzenia i w ten sposób zyskiwałby konkurencyjność. Gdyby to był na przykład samorząd gdzieś czy jakaś duża firma potrzebująca dużych dostaw energii elektrycznej, to potem produkty tej firmy lub ewentualnie dostawy energii z jakiegoś samorządu byłyby po atrakcyjnej cenie dzięki temu, że pochodziłyby z najtańszego, możliwego źródła.

Ale wracając do zwykłego użytkownika, czy jest to alternatywa, jak dobrze pana rozumiem, między - albo zapłacimy teraz więcej do rachunku albo tak, jak w tym ostatnim modelu pan to zaprezentował, ta cena wzrośnie po wybudowaniu. Czy w taki sposób można to interpretować?

Nie, ta druga opcja zakłada, że odbiorcy energii nie odczują kosztów budowy elektrowni jądrowej poza tym, że na początku budżet państwa będzie finansował działania polskich elektrowni jądrowych. Natomiast kolejne bloki mogą być refinansowane z tego modelu finansowego, z pieniędzy, które uda się zarobić na sprzedaży udziałów w polskiej elektrowni jądrowej na rzecz podmiotów, które byłyby zainteresowane.

Ale ten udział polega na tym, że ktoś - załóżmy, że pan i ja kupimy sobie taki udział w elektrowni jądrowej, tak myśląc modelowo, to chcąc by nam się to zwróciło, będziemy chcieli ten tańszy prąd, który później będzie z tego produkowany, komuś sprzedać, więc w jakiś sposób ta cena zostanie w jakiś sposób urynkowiona, prawda?

Ten prąd zwiększy rentowność naszej działalności, bo wyobrażamy sobie, że chodzi np. o samorząd Gdańska albo dużą firmę, która będzie pobierać tę energię z elektrowni i Polacy otrzymają z tej firmy produkty wytworzone przy niższych kosztach energii, które są szalenie istotne przy jakiejkolwiek działalności gospodarczej, o czym boleśnie się przekonujemy w kryzysie i w ten sposób te firmy będą zarabiać na tym, że mają tańsze produkty, większą konkurencyjność i w ten sposób im się zwróci ta inwestycja. Nie chodzi o odsprzedaż energii dalej.

Idźmy dalej w naszej rozmowie, wspomniał pan kwestie lokalizacji energii atomowej, czy można powiedzieć, że coś się w polskim społeczeństwie zmieniło? To znaczy nie słychać, by były protesty przeciwko różnym potencjalnym lokalizacjom. Czy jest tak, że Polacy zaakceptowali projekt atomowy? To jest pierwsza część tego pytania, a druga, jaką lokalizację uważa pan za najbardziej prawdopodobną?

Ostatnie poważne protesty przeciwko atomowi w Polsce obywały się niedługo po katastrofie w Czarnobylu, kiedy na świecie panowała obawa, że podobne zdarzenie może się pojawić gdzie indziej na świecie. Natomiast nie mamy bałaganu sowieckiego, nie mamy technologii sowieckiej, tylko najwyższe standardy, które obowiązują w UE i najnowsze technologie, wśród których znajduje się np. AP1000 od Westinghouse, a zatem obecnie protesty w małej skali odbywają się z udziałem takiej organizacji o nazwie Bałtycki S.O.S. Natomiast są to często protesty organizowane z zewnątrz przez ludzi, którzy na co dzień nie mieszkają w pobliżu elektrowni. Z kolei badania przeprowadzone przez Ministerstwo Klimatu pokazują, że ponad 80 procent Polaków popiera atom, czyli nie możemy mówić o dużej zmianie.

Nie ma lęku przed tą inwestycją w Polsce?

Nie widać go w danych z tego względu, że nie mamy tradycji ruchów antynuklearnych znanych np. z Niemiec czy z Austrii, gdzie przez lata nienawiść do atomu była podsycana przez publicystykę, nawet filmy specjalnie tworzone straszące katastrofą. Nie było ruchów antynuklearnych także w zakresie parasola jądrowego NATO, bo przecież to z tych ruchów wyrósł opór przeciwko energetyce jądrowej i w Polsce tutaj nie ma problemu, zresztą podobnie jest w innych krajach Grupy Wyszehradzkiej, Czechach, na Węgrzech czy na Słowacji. Dla nas jest oczywiste, że atom może być bezpieczny, może być źródłem taniej energii i pomoże zmniejszyć zależność od Rosji i ten ostatni argument jest szczególnie istotny w ostatnim czasie.

Ale gdybyśmy mieli jeszcze porozmawiać o tych ryzykach, ekologowie stawiają pytanie, co ze zużytym paliwem atomowym? Czy faktycznie energia atomowa jest tak ekologiczna, jak się ją często przedstawia? Czy są jednak jakieś zagrożenia i ryzyka ekologiczne?

Odpady nuklearne to są śmieci wysokiego ryzyka, z którymi należy sobie poradzić. To znaczy nie ma złotego środka, który pozwoli bez kosztów środowiskowych wytwarzać energię w elektrowni jądrowej póki co. Oczywiście jest rozwijana technologia recyklingu paliwu jądrowego, coraz więcej zużytego paliwa wraca potem do elektrowni, ale powstają odpady, którymi należy zarządzać.

I co się wówczas z nimi dzieje? One są transportowane do jakiś Państw Trzeciego Świata, gdzie one są składowane?

Są składowane np. w krajach skandynawskich w miejscu, gdzie standardy bezpieczeństwa ochrony środowiska są najwyższe na świecie. Finowie budują właśnie nowe składowisko odpadów nuklearnych, które znajduje się dziesiątki tysięcy metrów pod ziemią w obszarze, który nie jest wrażliwy sejsmicznie i tam przez dziesiątki tysięcy lat mogą spoczywać bezpiecznie odpady nuklearne. To jest oczywiście wyzwanie, to jest słabość energetyki jądrowej, natomiast da się tym wyzwaniem zarządzać i Polacy początkowo będą wysyłać śmieci nuklearne poza granice, bo nie mają takiego składowiska, ale gdyby energetyka jądrowa rozwinęła się na dużą skalę w naszym kraju, a takie są plany, to trzeba będzie zastanowić się nad własnym składowiskiem takich odpadów, a rozwój technologiczny będzie zmniejszał ilość tych odpadów, bo coraz większa ich część będzie wracała do systemu dzięki recyklingowi.

Porozmawiajmy jeszcze o krytyce atomu. Nature Energy podaje, że kluczowym wyzwaniem przyszłości będzie technologia magazynowania energii pozyskanej z OZE i jeśli ten projekt magazynowania energii z OZE by się powiódł, oznacza, że byłby on konkurencyjny wobec atomu. Czy uważa pan, że taki scenariusz także należy przy tych polskich inwestycjach brać pod uwagę, może trochę poczekać aż udoskonalimy technologie magazynowania energii z odnawialnych źródeł?

My nie możemy czekać, czekaliśmy już zdecydowanie za długo. Luka wytwórcza, czyli niedobór elektrowni w Polsce ma w latach 30 sięgnąć nawet 5 gigawatów, czyli tyle, ile mocy ma elektrownia Bełchatów - największa elektrownia w Europie, dlatego też potrzebujemy nowych mocy wytwórczych, czyli nowych elektrowni. Coraz więcej OZE powstaje w Polsce, kryzys energetyczny prawdopodobnie przyspieszy ten proces, ale one nadal są zależne od pogody, a magazynów energii pozwalających przejść w stu procentach na źródła odnawialne wciąż nie ma. Nie możemy czekać, więc w latach 30 węgiel zostanie zastąpiony przez atom, a jeżeli technologia magazynów rozwinie się tak, jak postulują zwolennicy tej technologii, to ona będzie pozwalała budować jeszcze więcej OZE, a do tego czasu atom zapewni nam bezpieczeństwo. Tu nie chodzi o wybór zero jedynkowy. To duet atomu i energii odnawialnej daje najniższe emisje dwutlenku węgla, np. we Francji, a z drugiej strony największe bezpieczeństwo dostaw, z tym zastrzeżeniem, że Francja ma problemy przez to,  że nie budowała nowych reaktorów, a stare mają problemy z korozją.

Tu powiedział pan bardzo ważną rzecz, wróćmy na chwilę do tego, w latach 30 ile będzie wynosić ta luka energetyczna?

Ta luka wytwórcza ma wynosić prawie 5 gigawatów, według danych Urzędu Regulacji Energetyki w 2034 roku, czyli rok - miejmy nadzieję - po oddaniu naszego pierwszego reaktora jądrowego.

Będzie to wyglądać w ten sposób, że jesteśmy skazani wówczas na zakup energii w wyniku tej luki, albo właśnie na inwestycję w postaci budowy elektrowni jądrowych?

Z tym, że te inwestycje muszą być podejmowane teraz. Jeżeli my planujemy teraz budowę atomu, to będziemy go mieć w latach 30. Jeżeli luka wytwórcza ma się pojawić w latach 30, to decyzje musimy podejmować teraz, by ją załatać i dlatego decydujemy się na energetykę jądrową, która ma zabezpieczyć coraz większą ilość energetyki odnawialnej. Źródła węglowe ze względu na wiek można jeszcze resuscytować przez jakiś czas. Są takie programy, by część bloków pamiętających jeszcze Władysława Gomułkę utrzymać przy życiu nawet do końca lat 30.

Myśli pan, że Komisja Europejska na to się zgodzi? Szczególnie w kontekście Zielonego Ładu?

KE już się na to zgodziła, ponieważ nie możemy polegać na gazie, musimy uniezależnić się od Rosji Putina, my jako kontynent i z tego względu jest taryfa ulgowa dla węgla, ale tylko po to, by potem przeskoczyć od razu na OZE zabezpieczane przez atom i nie polegać w okresie przejściowym na gazie, bo gaz jako paliwo przejściowe zbankrutował, kiedy Rosja zaatakowała Ukrainę w lutym 2022 roku i pokazała po co podsycała kryzys energetyczny, który był możliwy właśnie przez zależność Europy Zachodniej od gazu rosyjskiego.

Czyli inwestując w elektrownię jądrową, tak naprawdę inwestujemy we własne bezpieczeństwo.

Oczywiście tak, czyli argumenty przeciwko atomowi na gruncie bezpieczeństwa są nieuprawnione. Energetyka jądrowa zarządzana w sposób odpowiedzialny zwiększa bezpieczeństwo energetyczne, ekonomiczne, a także bezpieczeństwo narodowe Polski, dlatego potrzebujemy atomu.

Częścią bezpieczeństwa jest też rozwój gospodarczy. Ostatnie pytanie, czy powinniśmy obawiać się założeń Zielonego Ładu, chociażby końca produkcji samochodów spalinowych i przejście na obowiązkową produkcję aut elektrycznych? Czy nie doprowadzi to do zwiększenia wykluczenia komunikacyjnego Polaków?

Europejski Zielony Ład cały czas powstaje, najbardziej ambitne jego założenia mogą być do niezaakceptowania.

Czyli klamka nie zapadła?

Klamka nie zapadła, wszystko jest do dyskusji i znajdziemy jakieś rozwiązanie. Natomiast kurs jest jasny: rezygnacja z paliw kopalnych docelowo, na warunkach, które nie zawalą gospodarki, zwiększy nasze bezpieczeństwo ekonomiczne, bezpieczeństwo narodowe, ponieważ powinniśmy docelowo nie tylko porzucić surowce z Rosji, ale surowce kopalne w ogóle, bo wtedy najlepiej sobie poradzimy z energetyką odnawialną zabezpieczaną atomem.

Czy można uznać za sukces polityczny konsensus w sprawie atomu w Polsce? To znaczy nie widać, by było to częścią sporu politycznego. Chyba wszyscy politycy wszystkich opcji mają jeden kierunek w tej materii?

Partia Zielonych wyłamuje się z tego wspólnego głosu za atomem w Polsce, natomiast jej argumenty nie znajdują oddziaływania na opinię publiczną z tego względu, że widać dokładnie po ataku Rosji na Ukrainę po co nam jest atom, żeby porzucić gaz rosyjski w Europie.

Ale partia Zielonych chyba nawet nie jest w rankingach wyborczych brana pod uwagę. Wydaje się, że większość wyborców nie potrafiłaby wskazać lidera partii Zielonych w Polsce.

Natomiast to też jest siła polityczna, której nie można odmawiać legitymizacji, bo ma swoich wyborców, ale nie ma decydującego wpływu na debatę o atomie w Polsce. Większość Polaków chce atomu w Polsce, pokazują to badania opinii publicznej i dobrze, bo te badania pokazują, że Polacy wiedzą, co jest dla nich dobre w energetyce.

https://radiopoznan.fm/n/Z8TGQp
KOMENTARZE 0