NA ANTENIE: MALGOCHA (2004)/BUKARTYK & SEKCJA
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Mistrzowski koktajl Bonnie Raitt – recenzja Ryszarda Glogera

Publikacja: 06.05.2022 g.13:01  Aktualizacja: 06.05.2022 g.12:25 Ryszard Gloger
Poznań
Bonnie Raitt już niczego nie musi udowadniać. Może natomiast poświadczyć płytą lub na koncercie swoją pozycję wśród wybitnych postaci amerykańskiego show biznesu.
Bonnie-Raitt-Just-Like-That - okładka płyty
Fot. okładka płyty

Nie piszę o rejonach, w których artystka ulokowała muzyczne zainteresowania, bo to blues i jego okolice. Równie ważne jest to, że Raitt przez 50 lat nagrała blisko 20 albumów, za które otrzymała 10 nagród Grammy. Szczytem kariery była płyta Nick Of Time z 1989 roku, sprzedana w nakładzie ponad 5 milionów egzemplarzy, a dodatkowo trafiła na listę 500 płyt wszech czasów. I oto jest kolejna płyta Bonnie Raitt, po sześcioletniej przerwie. Pewnie bylibyśmy świadkami premiery znacznie wcześniej, lecz pandemia zakłóciła rytm pracy.

Inna rzecz, że artystka właśnie w czasie izolacji skomponowała kilka piosenek na płytę. Podziwiana jest od początku jako fantastyczna interpretatorka piosenek innych autorów. Nawet błahej lub bezbarwnej kompozycji Raitt nadawała zawsze nowego wyrazu. Jej miękki i ciepły głos z odcieniami refleksji i tęsknoty w połączeniu z finezyjną grą techniką slide na gitarze elektrycznej wzbudzały duże wrażenie na słuchaczach.

Gdybym miał dać przykład mistrzowskiego luzu w muzyce Bonnie Raitt byłaby zaraz obok J.J.Cale’a. Nigdy nie atakowała zawrotnym tempem piosenek, uciekała od prostych konstrukcji „zwrotka-refren”, potrafiła bowiem ubrać to w piosenki z wstępem, rozwinięciem, jakimś pasażem lub przejściem w inną rytmikę. Gdy Raitt śpiewa spokojne, wolne utwory, słuchamy z jeszcze większą uwagą słów. Te wszystkie elementy powróciły na płycie Just Like That… W piosence otwarcia Made Up Mind, artystka trąca ucho umiarkowaną energią, rytmem i pierwszą wysmakowaną solówką gitary. Potem dyskretnie wślizguje się piosenka Something Got A Hold Of My Heart, jakby chciała uspokoić myśli i emocje odbiorcy. Nawet kiedy w następnych utworach pojawia się lekkie ożywienie rytmiczne i faktura muzyki zagęszcza się, to ciągle wpływa na to bardzo skromny skład wytrawnych muzyków. Tak muzyka Bonnie Raitt oscyluje między bluesem, rockiem i americaną, nigdy nie jest jednak dosłowna i stworzona z gotowych wzorców. Najmocniej uderzają riffy gitary elektrycznej w nagraniu Livin’ For The Ones, jakby w studiu zaczął rządzić Keith Richards z kolegami z zespołu The Rolling Stones. To jednak kilkuminutowy przypływ energii i w następnych utworach jest znacznie łagodniej. W utworze When We Say Goodnight zaskakuje jazzowa improwizacja Glenna Patschy na Rhodes piano. Z kolei Waitin’ For You To Blow, ten sam klawiszowiec daje czadu na organach Hammonda, w takt rytmu funky.

W kilku utworach zespół podda się klimatom jazzowym, w nagraniu Here Comes Love zapanuje synkopowana rytmika. I tak zmiennie i zaskakująco, pozostanie do ostatniego utworu pod numerem 10, czyli słodkiej, intymnej ballady Down The Hall. Na pewno nie uderzą trąby, nie wrzasną chórki. Czasem tylko artystka załka na gitarze i ozdobi w ten sposób jeszcze jeden utwór. Przez cały czas trwania płyty panuje umiar i elegancja. Bonnie Raitt nie lubi pstrokacizny, dźwiękowego efekciarstwa i współczesnych chwytów produkcyjnych. Pięknie wypada piosenka tytułowa, prawie jakby nagrana w domu, z pobrzękującymi gitarami akustycznymi i pojedynczymi jękliwymi dźwiękami gitary solowej. Utwór Love So Strong wzięty od znanego wykonawcy reggae Tootsa Hibberta, lekko kołysze, lecz bardziej opowiada o sile miłości niż nakłania do pląsów. Takie piosenki jak When We Say Goodnight, Waitin’ For You To Blow czy Just Like That… za następne 10, 20 lat, nic nie stracą ze swojego uroku, na pewno nie trafią na dźwiękowe wysypisko muzyki zużytej.

https://radiopoznan.fm/n/E0XLPe
KOMENTARZE 0