NA ANTENIE: Rock pod flagą południa
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Van Morrison zaprasza na prywatkę - recenzja Ryszarda Glogera

Publikacja: 01.12.2023 g.13:01  Aktualizacja: 01.12.2023 g.10:41 Ryszard Gloger
Poznań
Powiedzieć, że Van Morrison to artysta nietuzinkowy, to nic nie powiedzieć. Kto śledzi jego karierę z doskoku, może pomyśleć, że wszystko płynie w spokojnym rytmie, bez zakłóceń i gwałtownych zwrotów akcji. Ot, starszy Pan, który ma własny styl i w jego ramach, nagrywa kolejne płyty, gdzie wszystko jest przewidywalne. Tymczasem wnikliwy obserwator poczynań Vana Morrisona, bywa zaskakiwany, a na pewno jest wodzony za nos.
Van Morrison „Accentuate The Positive” - okładka płyty
Fot. okładka płyty

W dodatku muzyk zasypuje odbiorców nowymi kompozycjami i nie są to wcale rzeczy wymęczone, ledwie składające się na przyzwoitą płytę. W ostatnich latach czuć nawet u Vana Morrisona duże wzmożenie twórcze. Weźmy pod lupę ostatnie sześć lat. Płyta zatytułowana „You’re Driving Me Crazy” mocno jazzowa, nagrana wspólnie z nieżyjącym już organistą Joey De Francesco. W 2018 zwrot w stronę bluesa i soulu na płycie „The Prophet Speaks”. Jeszcze niektórzy słuchacze nie zdążyli wyjąć tej płyty z odtwarzacza, a Van Morrison już się pochwalił albumem „Three Chords And The Truth”. W 2021 roku artysta wydał dwupłytowy album „Latest Record Project Volume 1”, prezentujący aż 28 jego własnych kompozycji. Kiedy powinniśmy zasiąść na fotelu i posłuchać wolumenu numer dwa, wokalista zażył nas z innej strony i zaproponował płytę „What’s It Gonna Take”. Wtedy fani zaczęli dywagować, że może Van Morrison wróci jednak do drugiej części „Latest Record Project”. Tymczasem nasz sprytny artysta z Irlandii, porzucił dywagowanie na temat współczesnego świata i odpalił dwupłytowy album „Moving On Skiffle”. To duża kolekcja piosenek w lekkiej formie, przyjemnych w słuchaniu i pełnych radości życia.

I oto raptem po zaledwie ośmiu miesiącach, Van Morrison przedstawia swój chyba 44. album studyjny z tytułem „Accentuate The Positive”. Po ponurym okresie pandemii, co artysta znosił bardzo źle, znowu chce żyć pełną piersią i cieszyć się wszystkim co dookoła. Tym razem mamy na płycie 19 nagrań, większość chwytliwych i pogodnych. Nie są to własne kompozycje artysty, lecz ciekawy zbiór piosenek z lat 40 i 50. Van Morrison postanowił celebrować czas, w którym wykluwał się rock and roll, kiedy muzyka białych i czarnych Amerykanów zaczęła się przenikać i przyciągać młode pokolenie.

Na płycie znaleźć można piosenki skomponowane przez Chucka Berry’ego, Little Richarda, braci Everly, Chucka Willisa. Kto poznał wcześniej oryginalne wersje piosenek, mógł sądzić, że nie da się aż tak wymieszać melodii pop, country, rock and rolla i jump bluesa. Jednak w przypadku silnej osobowości Vana Morrisona, wszystkie ostre kanty znikają i w jedynie sobie znany sposób, Van Morrison płynnie przechodzi z jednej piosenki do drugiej. Wszystkie mniej lub bardziej kołyszą, kuszą staromodną instrumentacją i wpadają w ucho. Mało tego, nogi się rwą do tańca i czuć, że wraca klimat dawnych prywatek, gdzie muzyka była jedynym skutecznym dopalaczem.

Urok płyty polega również na tym, że muzyka płynie naturalnie, czasem wyskoczy na solo saksofon, innym razem gitara elektryczna, fortepian lub organy Hammonda. Pojawia się też żeński chórek, taki banalny i nie podrasowany przez elektroniczne efekty.

Płytę otwiera kawałek „You Are My Sunshine” i bez zadyszki natrafiamy na kilka żywych utworów jak „Two Hound Dogs”, „The Shape I’m In” w rytmie boogie i rock and rollowy „Lonesome Train”. W tym ostatnim nagraniu gitarzysta wypala z brawurową solówką. Warto jednak prześledzić skład instrumentalistów w każdym utworze. W tym przypadku autorem tej perełki instrumentalnej jest Jeff Beck. A w chórkach słychać głos Chrisa Farlowe’a.

Mimo że lata lecą głos Vana Morrisona pozostaje niezmiennie pociągający, a jego styl śpiewu dodaje utworom osobistego waloru. Van Morrison jest z krwi i kości wokalistą bluesowym czasem wręcz shouterem (krzykaczem), pokroju Big Joe Turnera. Podczas gdy wykonawcy oryginalnych wersji śpiewali zwykle w prosty sposób, Van Morrison dodaje szorstkości i wyrazu przebojom sprzed lat. A czasem odwrotnie, gdy Little Richard wydzierał się w piosence „Lucille”, nasz bohater dodaje piosence ciepła i nostalgii. W aranżacji na płycie inaczej brzmi przebój Fatsa Domino „Red Sails On The Sunset”. Oczywiście całość to zabawa w starym stylu, bo Van Morrison kocha się w przeszłości.

Na płycie zatytułowanej „Accentuate The Positive”, lecą jeden po drugim kawałki z każdej dobrej grającej szafy, czynnej w lokalach rozrywkowych w latach 50-tych i 60-tych.

Van Morrison znowu to zrobił i trafił w dziesiątkę.

https://radiopoznan.fm/n/JNd0u3
KOMENTARZE 0