Gdy swego czasu Michelle Platini ogłosił, że Euro nie będzie miało jednego, konkretnego gospodarza, tylko zostanie rozegrane w aż jedenastu państwach i miastach, wiadomo było, że czeka nas turniej wyjątkowy. Zastanawiano się, jak można pogodzić lokalizacje od Glasgow aż po Baku z zachowaniem równości szans dla wszystkich uczestników. Niestety obawy te okazały się uzasadnione. Przykłady można by mnożyć, posłużę się dwoma.
Reprezentacja Polski po fatalnym debiucie i porażce ze Słowacją, niespodziewanie zremisowała w Sewilli z Hiszpanią, zachowując szanse na awans z grupy. Na decydujący mecz musiała udać się do Petersburga, gdzie spokojnie czekali na nią Szwedzi, którzy i tak mieli półtora dnia więcej na wypoczynek. Cóż, równość szans wygląda inaczej...
Bardziej drastycznym przypadkiem jest ćwierćfinał rozgrywany w dalekim Baku. Po pierwsze, co ma Baku do Europy? Widać UEFA, podobnie jak FIFA, dla pieniędzy gotowa jest zrobić naprawdę dużo. Duńczycy i Czesi zmuszeni jechać na koniec świata i grać w upale przy 90 proc. wilgotności. W drugiej połowie jedni i drudzy słaniali się na nogach i wiadomo było, że ktokolwiek wygra, w półfinale będzie na straconej pozycji.
Fair play według UEFA
W półfinale Duńczycy trafili na wypoczętych Anglików, którzy bez trudu wygrali „sparing" ze zdziesiątkowaną Ukrainą. W tym nierównym meczu Duńczycy byli wyraźnie lepsi, aż około 65-70 minuty zaczął działać efekt Baku i od tej pory już tylko starali się doprowadzić do rzutów karnych. Niewiele brakowało, a by im się to udało, ale od czego jest sędzia. Sterling „zanurkował", sędzia podyktował karnego z kapelusza i tak Anglicy trafili do finału.
Wszyscy za Włochami
Czara goryczy się przelała, Anglicy stracili wszelkie sympatie. W finale cały świat kibicował Włochom, nawet ci, którzy na co dzień za włoską piłką nie przepadają. Zresztą umówmy się, nie było to takie trudne. Włosi zagrali świetne mistrzostwa, grali efektowną i ofensywną piłkę. Już dawno porzucili klasyczne catenaccio. Nic dziwnego, że ich styl nazwano catenaccio rock'n'roll.
W drodze po tytuł pokonali potencjalnie najgroźniejszych przeciwników, Belgię, Hiszpanię i w finale Anglię. Szczególnie ćwierćfinał z Belgami był prawdziwym popisem Squadra Azzurra. W finale przespali wprawdzie pierwszy kwadrans i szybko stracili gola, jednak Włochów nie można lekceważyć. NIGDY!!!
Z biegiem czasu przejęli kontrolę nad meczem i zasłużenie wygrali pokonując Anglików w jaskini lwa, na Wembley. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że tytuł zdobyła najlepsza drużyna mistrzostw. I tylko żal trochę ściska, gdy pomyślę, że jeszcze niedawno, gdy Roberto Mancini rozpoczynał swą przygodę z reprezentacją, Polska zremisowała z Włochami na wyjeździe, będąc drużyną wyraźnie lepszą...
Krzysztof Spanily