Jak dowiedziało się Radio Poznań, do Zalasewa przyjechał z Kaiserslautern brat ojca rodziny razem z córką. Zabrali dwa samochody na niemieckich numerach rejestracyjnych stojące od dnia pożaru na podwórku. To osobowy mercedes kombi i wan mercedes sprinter. Weszli też do domu, który nadal wygląda tak, jak w dniu tragedii.
Wszystko wskazuje na to, że na razie posesji nie będzie można uporządkować, bowiem jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, toczą się postępowania spadkowe w USA, gdzie Marian S. miał brata, a także w Niemczech, gdzie z rodziną mieszkał przez wiele lat, a także w Polsce.
Sąsiedzi ubolewają, że sprawy się przeciągają i wciąż nie można uporządkować otoczenia. Od wielu miesięcy straszą ich spalone kikuty belek dachu, popękane szyby i osmalone ściany. W sąsiedztwie domu leżą zabawki, stoi trampolina dla dzieci. Szczególnie wstrząsający jest widok wciąż wiszącego prania. Przed domem poustawiane są wypalone znicze.
Jak informowaliśmy, śledztwo w tej sprawie zostało umorzone. Według prokratury, 61-letni Marian S. zamordował swoją 55-letnią żonę oraz 14-letnią córkę i 9-letniego syna, a następnie podpalił dom i popełnił samobójstwo, zakładając na głowę foliowy worek. Jak powiedział nam prokurator, nie udało się ustalić motywu.