Powodem jest zły stan 34-kilometrowego torowiska. W siedzibie operatora kolejki trwa kontrola Urzędu Transportu Kolejowego.
Żeby kolejka znów pojechała w trasę potrzeba około 250 tysięcy złotych na wymianę około trzech tysięcy podkładów, które po 50 latach nie nadają się do dalszego użytkowania. - To zadanie dla mnie, jako operatora, za duże - mówi operator wąskotorówki Dariusz Michałowski.
Starostwo jako właściciel kolejki także nie ma takiej sumy na naprawę toru i chce pozyskać jako partnera prywatną firmę, która będzie miała udziały w kolejce. - Zobaczymy czy uda nam się znaleźć inwestora, bo jak nie, to będziemy musieli szukać innego sposobu aby uzyskać zgodę na przewozy. Bo bez tej zgody będziemy musieli kolejkę zamknąć - mówi Robert Gaweł z zarządu powiatu gnieźnieńskiego.
Wiele pytań budzi fakt, że w tym sezonie turystycznym kolejka jeździła bez wymaganych pozwoleń na użytkowanie torów. Dariusz Michałowski powiedział, że bierze odpowiedzialność na siebie, bo zna stan torów. - Musiałem to zrobić, bo były - zawarte wcześniej - umowy z organizatorami imprez. Nie było ryzyka dla pasażerów - zapewnia Michałowski.
Rocznie gnieźnieńska kolej wąskotorowa dostawała od Urzędu Marszałkowskiego Województwa Wielkopolskiego 70 tysięc zł dotacji. Tyle samo dawał powiat gnieźnieński. Mimo to ciuchcia wciąż jest niedochodowa, chociaż przewozi w sezonie ok 6-7 tysięcy osób. Żeby zdobywać pieniądze na działalność wąskotorówka systematycznie się wyprzedaje. W zeszłym roku sprzedała jeden z zabytkowych parowozów żeby wyremontować drugi, ostatni parowóz.
Rafał Muniak/jc/int