Największym wrogiem człowieka pod tymi szerokościami geograficznymi jest wszechobecne zimno i niedźwiedzie. Jednak na to ekspedycja była dobrze przygotowana. Jak wyjaśnia dr Owsianny, wszystko poszło zgodnie z planem, a cel wyprawy jakim było odkrycie nowych gatunków bruzdnic został osiągnięty.- Wyznaczyliśmy 42 stanowiska, pobraliśmy 196 prób. Pracowaliśmy bardzo intensywnie przez 10 dób, bo trudno mówić o dniach w jednym dniu polarnym. Wcześniej udało nam się opisać nowe gatunki bruzdnic dla nauki z Tatr, a teraz już można powiedzieć, że mamy nowe dla Spitsbergenu. Czyli odkryliśmy zupełnie nowe gatunki - dodaje Owsianny.
Oprócz badań, musiano się zmagać również w wieloma niebezpieczeństwami. - Było dosyć zimno, próbki glonów pobieraliśmy nurkując na głębokości kilkunastu metrów, a na lądzie czekały na nas niedźwiedzie – wyjaśnia uczestnik wyprawy Grzegorz Marciniak.
- Żeby poruszać się na Spitsbergenie, na którym liczba mieszkających niedźwiedzi jest większa od liczby mieszkających ludzi, trzeba posiadać zawsze zezwolenie na broń. Szczególnie w tych dalszych rejonach, my mieliśmy szczęście, ponieważ 4 kilometry od nas wyrzuciło bardzo dużej wieloryba na brzeg. Tam niedźwiedzie urządziły sobie stołówkę, miały dużo jedzenia i odpuściły ludziom dodaje Marciciak.Chociaż zespół powrócił z wyprawy zaledwie kilka dni temu, już myśli o kolejnych ekspedycjach. W planach jest zbadanie m.in. jeziora Bajkał na dalekiej Syberii.