NA ANTENIE: YOU DON'T FOOL ME/QUEEN
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Przezroczyści

Publikacja: 31.10.2018 g.14:13  Aktualizacja: 02.11.2018 g.10:57 Wiesław Kot
Poznań
Handel tożsamością, handel anonimowością. Ten wielki rynek otworzy się już za chwilę. Wciągnie już nasze dzieci, a wnuki to już na pewno. A my tymczasem możemy prześledzić symulację tego rynku osadzoną w całkiem niedalekiej przyszłości. Wszystko w całkiem sprawnie nakręconym „czarnym kryminale” Andrew Nicolla pt. „Anon”.
screen - przezroszyści - Screen
/ Fot. (Screen)

Tytuł jest skrótem od „anonymous” (anonimowy), a film jest obrazowym rozwinięciem tego skrótu. Premierę w obiegu wideo miał w maju tego roku i od tej pory doskonale się ma w wypożyczalniach - naziemnych i internetowych. Na ekranie ściele się senny koszmar każdego „szczura korporacyjnego” - metropolia z betonu pleksi i szkła. Wygląda jak jego własna firma, tylko ciągnie się po horyzont i dalej. Bo poza korporacją w tym świecie nie ma już nic. Filmowana zresztą ascetycznie, w kolorach sinych i szarych, oczywiście bez tych wszystkich cywilizacyjnych błyskotek i maszyn, jak w tych różnych Gotham Cities w kinie typu hero movie. No i główna różnica między nami – sunącymi codziennie do biura - i nimi, tymi z niedalekie przyszłości. Polega ona na tym, że ci z przyszłości przychodząc do biura czy mijając nas na ulicy wysyłają coś w rodzaju hologramów. W takim hologramie, który przypomina nieco dymek, jaki unosi się przy ustach postaci narysowanych w komiksie mieści się krótki opis osoby. Płeć wiek, zawód... Taka wizytówka. Każdy jest rozpoznawalny, o każdym z grubsza wiadomo, kto to taki. Oczywiście gdyby przechodnie byli zainteresowani, choć zazwyczaj nie są. Ale też każdy jest przez to rozpoznawalny i osiągalny wszędzie i w każdym momencie.

End of the file

Jeżeli ktoś - na przykład - skoczył z wieżowca i roztrzaskał się na bruku, w centrali pojawia się komunikat "End of the file" - czyli koniec zapisu. Tak więc kontrola do samego końca - oczywiście w imię bezpieczeństwa każdego z tej szarej masy, nad czym czuwa Centrala pracująca gdzieś w czeluściach korporacyjnych. Poza tym ta filmowa symulacja przyszłości zakłada, że kamera może być – i jest! - wszczepiona w każdym ludzkim oku, a jej bieżący zapis staje się dostępny dla władz bezpieczeństwa. Przez większość dnia ktoś na nas patrzy, nawet nieuważnie, więc praktycznie bez przerwy jesteśmy rejestrowani i ten zapis z oka można wykorzystać. Dla naszego dobra i oczywiście pod pewnymi warunkami, ale przecież te warunki zawsze można naciągnąć. Z tym, że już nic co widzimy, co stało się naszym wspomnieniem, nie jest wyłącznie nasze własne, bo przecież nie wiadomo, kto się na to gapi.
Tylko że tak miałaby wyglądać sytuacja idealna, a przecież film "Anon"nakręcono po to, by ją podważyć, skompromitować i oskarżyć. Fabuła startuje od tego, że nie wiadomo jakim cudem, ale zdarza się, że zapis w ludzkim oku jest zablokowany, że rejestratory tego, co widzimy, zostały wyłączone. Ot, zastrzelono ważnego biznesmena w lokalu korporacji i nikt tego nie widział, choć rzecz powinien obejrzeć co najmniej ten jeden, mianowicie morderca.

Znikasz – o ile cię stać

I w tym miejscu film odkrywa drugie dno całej sytuacji. Bo nie takie to wszystko proste, jak się wydaje na początku. A nawet wręcz przeciwnie. Bowiem w mieście/ świecie przyszłości działa - a jakże! - także czarny rynek czyszczenia zapisów z ludzkiego oka. Praktykuje się podrabianie ich, wycinania krępujących scen, a nawet całych sekwencji z życiorysu. Ot, pewien menedżer w branży muzycznej, wykupił sobie – oczywiście za bajeczne pieniądze, ale jego akurat stać - wycięcie scen, w których aplikuje sobie heroinę. Co zresztą było koniecznością, bo gdyby ten proceder u niego wykryto, straciłby pracę. Mało tego – okazuje się, że z przestrzeni publicznej można - oczywiście za duże pieniądze - wymazać całego człowieka. Jak się to zrobi fachowo, to nikt – ani otoczenie, ani Centrala – nie zorientuje się, że ktoś taki w ogóle był.
Wszystkie te drugie dna powszechnej – a rzekomo dobroczynnej inwigilacji – ujawnia policyjne śledztwo w wprawie zabójstwa biznesmena, do którego doszło, a które nie miało sprawcy. Bo rejestratory Centrali go nie przechwyciły. Wymazał się. Więc co? Człowiek zginął, a sprawy nie ma? Skierować do umorzenia? Zapomnieć? Uznać za usterkę systemu i podglądać dalej?
Więc - jak powiada film "Anon" - z tą dobroczynną rzekomo inwigilacją to należy raczej powoli i bardzo ostrożnie...

https://radiopoznan.fm/n/YTXMTL
KOMENTARZE 0