Nie wszyscy poznani artyści śpiewali po angielsku tak jak światowa gwiazda Björk, lecz nikomu to nie przeszkadzało. Odwrotnie dodawało to tamtejszej sztuce wręcz posmaku tajemnicy. Okazało się, że na Islandii grają rocka, alternatywę, jazz, bluesa i folk. Muzyczne fascynacje pozostawały bardzo pozytywne, bowiem niosły w wielu przypadkach oryginalne brzmienie, ekscytujące dźwięki, fantastyczne wykonawstwo. Dźwięki muzyki płynące z Islandii miały w sobie coś zagadkowego, magnetycznego i naturalnego. To już nie była jedynie Bjork, lecz także Sugarcubes, Emiliana Torrini, kobieca kapela rockowa Trubatrix, przebojowa grupa Of Monster And Men, a stosunkowo niedawno zespół Kaleo, tworzący muzykę czerpiąc z bluesa, rocka i folku. Galerię wspaniałości zamyka zespół Sigur Ros.
Pod tą nazwą Sigur Ros, od samego początku kryło się coś wyjątkowego. Muzycy prezentowali muzykę, która nie była typowym gitarowym rockiem, płyty zespołu również nie pretendowały do określenia progrock. Od pierwszej płyty „Von” z 1997 roku odbiorca wkraczał w rozległą przestrzeń muzyczną, gdzie mieszały się wątki popu, post-rocka, ambientu i symfoniki. O mistycznym wymiarze muzyki Sigur Ros decydowały jednostajność przebiegu, falujące przepływy dźwięków, jakiś narzucający się kosmiczny spokój i niezwykły głos wokalisty.
Dziesięć lat temu muzycy Sigur Ros postanowili zawiesić działalność, by poświęcić się swoim rodzinom. Natomiast lider i gitarzysta Jonsi, nagrał solowy album. A teraz po wyjątkowo długiej przerwie, kapela z Islandii wraca z płytą „Átta”. Tytuł oznacza osiem, to ostatnia pozycja w dyskografii zespołu. Kto zna solowy krążek Jonsi’ego „Go”, może uznać najnowsze wydawnictwo jako rozwinięcie kreatywnego spojrzenia na sztukę.
Płyta jest bardzo kameralna i wręcz medytacyjna. Nie znajdziemy tu dramatycznych spiętrzeń i brutalnego brzmienia. U niektórych 8 utworów na albumie, może wywołać silną melancholię. W skrajnych przypadkach może nawet wzmocnić depresję. Przez 56 minut ani na moment nie słychać uderzeń perkusji lub niskich tonów basu. Z opisu na okładce wynika, że jednak instrumenty perkusyjne były wykorzystane w nagraniach. Muzyka płynie w jednostajnym tempie i z trudnością słuchacz wyłapuje, gdzie kończy się jeden utwór i zaczyna następny.
Jeśli można wyrazić poprzez muzykę pełen zachwyt nieskończonością piękna, to dokonał tego Sigur Ros. Jest w tej muzyce specyficzny chłód, nie ma też najmniejszych przejawów radości. W zamian doświadczamy szczególnego ukojenia i harmonii myśli, emocji i dźwiękowych doznań. Wydaje się, że ta muzyka nie ma siły, żeby zaangażować odbiorcę, bardziej może wprowadzić go w sferę bezuczuciowej hibernacji. Jednak kto potrafi się poddać sile przyciągania muzyki Sigur Ros, poczuje jej oczyszczającą moc.
Subtelnie wprowadzone instrumenty klawiszowe wspiera London Contemporary Orchestra. Aż trudno uwierzyć, że orkiestra składała się z 41 muzyków. Obok instrumentów smyczkowych są też instrumenty dęte, lecz wszystkie razem poddano zmieszaniu. To prawdziwa alchemia brzmienia. Finezyjnie przygotowany kawałek minimalistycznej sztuki, bez forsowania potęgi brzmienia, za to z niepowtarzalnym, charyzmatycznym głosem wokalisty.
Kilka dekad wcześniej do kręgu podobnego konstruowania przekazu muzycznego, zachęcili melomanów Klaus Schulze, Jean Michel Jarre, Vandelis i całe pokolenie pionierów wykorzystujące klawiszowe instrumenty syntezatorowe. Jednak zawsze fundamentem ich muzyki była rytmika jako stały element pobudzający. Sigur Ros poszedł dalej, muzyka zespołu jest bardzo ascetyczna i działa na wyobraźnię. Artyści z Islandii proponują, żeby odbiorca zsynchronizował własny wewnętrzny rytm życia ze wspaniałą muzyką z albumu „Átta”.