NA ANTENIE: Trochę wiosny jesienią
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Prof. G. Kucharczyk: górnolotne pojęcia jak "wojna cywilizacji" się teraz materializują

Publikacja: 30.12.2020 g.10:32  Aktualizacja: 30.12.2020 g.11:27
Poznań
Gościem Romana Wawrzyniaka w Kluczowym Temacie był historyk z Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk prof. Grzegorz Kucharczyk, autor ostatnio wydanej książki „Chrystofobia. 500 lat nienawiści do Chrystusa i Kościoła”.
profesor Grzegorz Kucharczyk - www.pch24pl
Fot. www.pch24pl

Roman Wawrzyniak: Jakie wydarzenia, głównie minionego roku, trafią do podręczników historii?

Prof. Grzegorz Kucharczyk: Dzisiaj byśmy powiedzieli, że to wydarzenie, które jest opisywane jednym słowem – pandemia i wszystkie jej konsekwencje polityczne, gospodarcze oraz kulturowe. Być może z perspektywy 5, 10 lat najważniejsze będą właśnie te konsekwencje, których my jeszcze dzisiaj nie dostrzegamy tak wyraźnie.

Koronawirus niewątpliwie przejdzie do historii, pewnie te konsekwencje będziemy poznawać w następnych latach. Na ile ważny będzie wybór na drugą kadencję Prezydenta Andrzeja Dudy?

To z pewnością jest samo w sobie wydarzenie i osiągnięcie, bo też w tych kategoriach trzeba to rozpatrywać. Można też powiedzieć, że osiągnięcie różnych instytucji państwa polskiego, bo udało się w ogóle przeprowadzić te wybory. Pamiętamy jak wiosną, kiedy liczba 200 zakażonych osób dziennie jest straszliwą liczbą, która kazała niektórym politykom mówić o śmiercionośnych kopertach w razie głosowania korespondencyjnego. Okazało się, że scenariusze były zupełnie inne, niż część polityków przewidywała, że jesienią pandemii miało już nie być i powinniśmy dać sobie wtedy spokój z wyborami w konstytucyjnym terminie. Jak wiemy, były wielkie perypetie, ale wybory udało się przeprowadzić, co niewątpliwie stabilizowało sytuację polityczną. To, że Andrzej Duda wygrał drugą kadencję, to jest powtórzenie wyniku Aleksandra Kwaśniewskiego, który do tej pory był jedynym politykiem, sprawującym urząd prezydenta dwie kadencje. Wygranie tych wyborów, w tych okolicznościach, w tak trudnej sytuacji, to jest podwójne osiągnięcie urzędującego prezydenta. Widzieliśmy jego zaangażowanie w szlak kampanijny, więc warto podkreślić, że to też jego osobiste osiągnięcie.

Tak się właśnie zastanawiam, czy politolodzy i historycy za kilka, kilkanaście lat odnotują, że to było kolejne zwycięstwo, jakby na to nie patrzeć, całego obozu Zjednoczonej Prawicy.

Z pewnością tak. Trzeba mieć świadomość, że do końca drugiej kadencji Prezydenta Andrzeja Dudy, czyli do końca sierpnia 2025, ten układ polityczny, który dzisiaj jest także w parlamencie, jest stabilny. Nawet przyjmując, że gdyby w 2023 roku, a to jest konstytucyjny termin wyborów parlamentarnych, doszło w parlamencie do zmiany warty, to nie będzie ona w stanie nic przeprowadzić, jeżeli nie będzie zgody z prezydentem. W takim układzie instrument weta prezydenckiego jest bardzo mocny.

Czy zwłaszcza po tym, co działo się jesienią w polskiej przestrzeni publicznej i w życiu społecznym, że był to rok uchodzący, za początek, nazwijmy to, „chrystofobii” w Polsce?

Powiedziałbym, że to było spektakularne ujawnienie prądów i tendencji, które już pojawiały się wcześniej. Mieliśmy do czynienia z przebłyskami takiej właśnie „chrystofobii”, czy chrystofobicznych zachowań, czyli niechęci nie tylko do chrześcijan, ale do samego Chrystusa. Chociażby podczas tych, jak to mawiał ówczesny Premier Donald Tusk, „wesołych happeningów”, opisując to, co się działo pod krzyżem przy Pałacu Prezydenckim w sierpniu 2010 roku. Potem były te różne spektakle teatralne „Golgota picnic” itd., które też były medialnie nagłaśniane. Jak wiemy, w takim anturażu bezkarności poruszał się i nadal to robi pewien znany muzyk rockowy, który ze swojego satanizmu czyni cnotę. Można powiedzieć, że te krople się zbierały i wodospad ruszył po 22 października tego roku, po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego. Można powiedzieć, że to jest ujawnienie symptomów, które już były wcześniej.

Czy w ramach tej „chrystofobii” wpisuje się starcie dwóch cywilizacji – cywilizacji śmierci i cywilizacji życia, o których już przed laty mówił św. Jan Paweł II?

Są takie momenty w historii, kiedy te wydawałoby się bardzo mgliste, czy górnolotne pojęcia, tak jak „starcie cywilizacji”, czy „wojna cywilizacji”, one się materializują i widać je jak w soczewce. Przecież te dwie wizje cywilizacyjne spotykały się u progów różnych kościołów, które były bronione żywymi murami przez wielu młodych wiernych, a z drugiej strony także było wielu młodych ludzi, którzy uważali, że budynek kościoła jest reprezentantem wrogich cywilizacyjnie sił. Tutaj widzieliśmy naocznie starcie dwóch różnych wizji kultury, człowieka w tej kulturze, jego pracy i obowiązków.

Też mam na myśli ten otwarty spór cywilizacyjny. Jeżeli na przykład, tutaj warto to przypomnieć, większość w Parlamencie Europejskim przyjmuje rezolucję, w której potępia Polskę za ochronę życia, a prawo do mordowania poczętych dzieci nazywa „prawem kobiet”, to znaczy, że mamy już chyba otwartą wojnę cywilizacyjną tych cywilizacji, o których mówił Jan Paweł II.

Z pewnością tak. Warto też przypomnieć, że ta rezolucja Parlamentu Europejskiego, o której Pan wspomniał, była podjęta głosami, no jakby nie było – polityków chadeckich, czyli chrześcijańsko – demokratycznych, którzy literę „C” ze swojej nazwy już dawno zgubili.

Również tych z Polski. Pamiętajmy, że o tyle to jest kuriozalne, że prawa aborcyjne najpierw wprowadzali komuniści, później Hitler, a dzisiaj robią to w Europarlamencie. Tylko, że jest to wprowadzane w rezolucji, w białych rękawiczkach. Niestety również przez parlamentarzystów z naszego kraju.

Przypomnijmy też, bo historyk zajmujący się badaniem dziejów III Rzeczpospolitej wie, że tak zwany kompromis aborcyjny zapisany w ustawie z '93 roku, był po raz pierwszy i to dwukrotnie łamany przez lewicę postkomunistyczną. Najpierw w 1994 roku i wtedy było weto Prezydenta Wałęsy. Kto o tym dzisiaj pamięta? Ciekawe, czy sam Prezydent Wałęsa o tym pamięta. Po raz drugi w 1996 roku. Wtedy nie było prezydenckiego weta, bo prezydentem był Aleksander Kwaśniewski. Właśnie wtedy padły te bardzo mocne słowa Jana Pawła II, że „naród, który zabija własne dzieci, jest narodem bez przyszłości”.

Mocne słowa mówiła też Matka Teresa z Kalkuty, odbierając pokojową Nagrodę Nobla, kiedy mówiła, że „jeżeli możemy zabić własne dziecko, to co nas powstrzyma przed tym, żebyśmy się nawzajem pozabijali”. Chciałbym się na chwilę jeszcze odnieść do tego historycznego wątku, bo on wydaje się dosyć ważny w całej tej dyskusji o „prawach kobiet”, jak to się nazywa prawo do zabijania dzieci poczętych. W prawach komunistycznych pojawiały się takie przepisy, a później Hitler wprowadzał takie rozwiązania.

Tak. Trzeba przypomnieć te podstawowe fakty, że po raz pierwszy na ziemiach polskich tak zwaną aborcję wprowadzili okupanci, czyli i Niemcy i Sowieci. Jak Polska po 17 września '39 roku została podzielona między Niemców, którzy w ramach swojej strefy okupacyjnej wprowadzili nieograniczoną aborcję, ale tylko dla Polek, oraz Sowietów, którzy w okupowanej Polsce wschodniej również wprowadzili swoje ultra liberalne prawo aborcyjne. To jest dziedzictwo okupacyjne. Przypomnijmy, że ostatni akord tego strasznego okresu, zwanego „stalinizmem” w okresie PRL-u, to była ustawa o tzw. społecznych uwarunkowaniach do aborcji z 1956 roku.

Obserwując tę wojnę światopoglądową, można patrzeć w przyszłość przez pryzmat tylu wieków walki z Kościołem, którą Pan dokładnie opisuje w swojej książce?

Chyba wielu z nas, obserwując co się działo na ulicach także Poznania na przełomie października i listopada tego roku, miało taką świadomość, czy dostało poglądową lekcję, że nic nie jest dane raz na zawsze. Jesteśmy przyzwyczajeni, że Polska jest katolicka, że to naród, który wydał polskiego papieża, który jest teraz tak bardzo postponowany, naród, którego królową jest Matka Boża, tak bardzo dzisiaj obrażana. Nagle się okazuje, że ta młoda Polska, która wyległa na ulicę ma chrześcijańskie dziedzictwo Polski w głębokim poważaniu. Trzeba się z tym mierzyć. Uważam, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jeżeli chodzi o większość katolicką, to była ona gotowana na wolnym ogniu, jak ta przysłowiowa żaba. Teraz kurek został podkręcony, co być może będzie dla niektórych sygnałem do przebudzenia.

Być może będzie to też przebudzenie dla Kościoła. Patrząc na te dzieje, które Pan opisywał, te 500 lat nienawiści do Jezusa i Kościoła, to Kościół pozostaje nadal Kościołem, w którym wciąż są wierni. Może tu jest jakaś cicha nadzieja?

Warto, żeby w naszym mini podsumowaniu tego roku, ta nadzieja wybrzmiała. Dla mnie są dwa takie obrazki, niosące wielką nadzieję. Jak pokazują różne agencje młodych Francuzów modlących się pod drzwiami zamkniętych kościołów i młodzi Polacy, nasi współobywatele, którzy skrzyknęli się, to przecież była oddolna inicjatywa, żeby bronić kościołów, także katedry poznańskiej, przed tak zwanymi „obrońcami tolerancji i postępu”. Można powiedzieć, że to było wypełnienie słów Papieża Franciszka, który wzywał młodzież z całego świata w 2016 roku, żeby wstać z kanapy i coś zrobić. Oni wstali z kanapy i można powiedzieć, że własnym ciałem bronili kościołów, które były i ciągle są symbolami naszych korzeni kulturowych.

Jutro sylwester. Czego życzy Pan rodakom na nowy, 2021, rok?

Nie będę pewnie oryginalny, ale będę życzył zdrowia. Przede wszystkim zdrowia wewnętrznego na duszy, pogody ducha, nadziei i pokoju w sercu i między najbliższymi.

https://radiopoznan.fm/n/OI6EJN
KOMENTARZE 0