Pojechałam do brata na południe. Autobusem wzdłuż wybrzeża i wyskoczyłam na ecztery. Potem ruszyłam do wsi.
Padał gęsty śnieg i zasypało drogę. Płatki wciskały się do krótkich ciężkich butów i kostki marzły jak w dzieciństwie.
Uniesiona ręka zatrzymałaby każdy samochód nic jednak nie jechało. Do domu brata miałam kilka kilometrów. Droga prowadziła pod górę.
Dla rozrywki podśpiewywałam sobie evertataubego.
Så länge skutan kan gå och vem har sagt att just du kom till världen. Póki łajba płynie i kto powiedział że właśnie ty przyszedłeś na świat.
Nasi rodzice go uwielbiali. Potem umarli.
Fragment książki „Pojechałam do brata na południe”, Karin Smirnoff.
W cyklu rekomendacji literackich sięgamy dziś po najnowszą książkę wydaną w Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich Wydawnictwa Poznańskiego. To seria z długą tradycją, wydawana w latach 1956–1990 i wznowiona w 2018 roku. Publikowane są w niej działa przede wszystkim autorów norweskich, szwedzkich, duńskich i fińskich, a swego czasu nowości serii regularnie recenzował sam Jarosław Iwaszkiewicz.
Do rąk polskich czytelników trafił niedawno pierwszy tom sagi „rodzinykippów” autorstwa szwedzkiej pisarki Karin Smirnoff pod tytułem „Pojechałam do brata na południe”.
Fabułę otwiera znany nam dobrze motyw powrotu w rodzinne strony. Jana przyjeżdża do rodzinnej wsi i domu sprzed lat, a oprócz kryzysu do rozwiązania, na miejscu zastaje również echa przeszłości, zakurzone tajemnice i bolesne sekrety, otwierające niezabliźnione rany.
Mimo że ten krótki zarys fabuły brzmi jak coś, co już wielokrotnie czytaliśmy i widzieliśmy na ekranach, od książki trudno się oderwać. To dzięki oryginalnemu językowi autorki, interesującym postaciom, przekonująco zarysowanym relacjom i osobliwej aurze, potęgowanej przez surowe krajobrazy, na których tle rozgrywa się akcja.
Książka „Pojechałam do brata na południe” Karin Smirnoff ukazała się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego w tłumaczeniu Agaty Teperek.