NA ANTENIE: Noc u Berniego
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Harce na dwa fortepiany i nie tylko – recenzja Ryszarda Glogera

Publikacja: 02.06.2023 g.13:01  Aktualizacja: 02.06.2023 g.08:09 Ryszard Gloger
Poznań
Dwie dekady temu w okolicy Poznania spadł niezidentyfikowany wcześniej obiekt muzyczny. Nazywał się Boogie Boys i był powodem wielkiego zamieszania.
Boogie Boys „Full Speed, No Brakes” - okładka płyty
Fot. okładka płyty

Kilkunastoletni perkusista Szymon Szopiński grał na perkusji z taką determinacją, jakby chciał napędzić zespół metalowy. Zamiast ostrej gitary w Boogie Boys rządził fortepian i to nie jeden, ale dwa naraz. Bartek Szopiński i Michał Cholewiński przy klawiaturach sprawiali wrażenie ścigających się kierowców Formuły 1. Spod ich palców wyskakiwały kaskady dźwięków, akordy, glissanda. Motoryczne motywy stylu boogie woogie, ulatywały w przestrzeń niczym słupy iskier z ogniska. Młodzi muzycy dokonali spektakularnej rewitalizacji wczesnej formy bluesa, wykonywanego na fortepianie sto lat wcześniej. Nikt nie grał takiej intensywnej, energicznej muzyki w naszej okolicy. Mało powiedziane, Boogie Boys nie mieli konkurencji w kraju.

Nagrywali płyty w rytmie boogie, wyzwalali entuzjazm i podrywali słuchaczy do wspólnej zabawy. Boogie Boys przejechali przez kilkanaście lat pół świata, znaleźli się w finale International Blues Challenge w Memphis, akompaniowali amerykańskim gwiazdom bluesa.

W ostatnich latach można było sądzić, że po kwartecie Boogie Boys zostały nam tylko piękne wspomnienia. Nic podobnego. Zespół wrócił z płytą pełną premierowych piosenek. Album nosi tytuł „Full Speed, No Brakes” i intensywny rytm tej muzyki, wyznacza temperaturę obchodów 20-lecia istnienia Boogie Boys.

Jest to powrót z przytupem i w spektakularnej oprawie muzycznej. Na otwarcie płyty Boogie Boys narzuca zawrotne tempo w utworze „My Own Way To Rock”. W otoczeniu duetu fortepianowego Bartka Szopińskiego i Michała Cholewińskiego, ruszają do akcji sekcja dęta i gitarzysta Piotr Bienkiewicz. W takim big bandowym wydaniu, muzycy grają na pełen gaz, utwór kipi od solówek i instrumentalnych przepychanek. To oszałamiające turbodoładowanie czuć również w kilku następnych utworach „Shakin’ Goin’ On”, „Full Speed No Brakes” i „Come Back Home To Me”.

Aranżacje poszczególnych numerów naszpikowane są ciekawymi pomysłami. Jak przystało na dużą produkcję, pojawia się żeński chórek, ekspresji muzyce dodają organy Hammonda. Na dodatek często przebija się z solówkami gitara. Nagranie „Infinity” to pierwszy wolniejszy utwór, kompozycja samego Bartka Szopińskiego w konwencji pop-soul. Potem zabawa znowu nabiera tempa na całego, a przy okazji wychodzą kolejne niuanse i zmieniający się charakter utworów. W połowie płyty zespół proponuje pierwszy i jedyny utwór zaśpiewany po polsku. Jest to wersja przeboju sprzed lat „Lecz głupiego życia żal” Wojciecha Skowrońskiego. To już kolejny piękny ukłon Boogie Boys, a w szczególności Bartka Szopińskiego dla pioniera boogie w Polsce, Wojciecha Skowrońskiego.

Elektryzujące ostinato gitary jest kanwą jednego z najlepszych nagrań na płycie „To The Bone”. Natrętny rytm i jego lekkość wciągają odbiorcę w jego orbitę. Bartek Szopiński czaruje wokalem, a reszta muzyków podtrzymuje napięcie. Delikatne akcenty żeńskiego chórku i organy Hammonda dopełniają atmosfery piosenki. Ten utwór wychodzi zdecydowanie poza sferę fortepianowego boogie i jest absolutnym novum w repertuarze grupy.

Najlepsze rock and rollowe tradycje niesie piosenka „Lonely Weekends”. Solówka gitary utrzymana jest również w klimacie muzyki lat 50-tych, co kontynuują pod koniec kawałka pianiści i sekcja dęta. Nagranie „Summer Nights” kusi popową lekkością, prostym refrenem oraz znowu aktywną sekcją dętą. Potem raz jeszcze zespół sięga po klasykę, kompozycję „You Never Can Tell” z repertuaru Chucka Berry’ego. Boogie Boys proponuje wersję instrumentalną, eksponując partie fortepianów wzmocnionych przez ruchliwą sekcję dętą. Muzycy dają też dowód na to, że mogą zagrać rock and rollowy standard dwa razy szybciej, jakby nie istniały dla nich bariery wykonawcze.

Na pożegnanie dłuższy utwór „I’m Blessed”, blues jak się patrzy z wieloma improwizacjami i solidną grą sekcji rytmicznej. Obaj pianiści wielokrotnie dają na płycie dowód, że są w swoim żywiole i rytm boogie wyzwala z nich potężne pokłady emocji i fortepianowego zapału. Boogie Boys znowu rządzi i robi to absolutnie brawurowo.

https://radiopoznan.fm/n/C5I5aJ
KOMENTARZE 0