Ojciec Ewy Tylman nie krył dziś w sądzie rozgoryczenia. Po ponad 6 latach od zaginięcia córki nadal nie wie, co wydarzyło się nad Wartą w Poznaniu.
Zamiast ją zaprowadzić do domu, to gdzie ją prowadzi. Znikają z monitoringu. 5 minut 20 sekund później on wychodzi zza przystanku sam, a gdzie jest moja córka? Po 8 miesiącach się okazuje, że jest w wodzie. Nie mam dziecka. Przyjeżdżałem tutaj z nadzieją, że się dowiem prawdy, a zawiodłem się, ogromnie się zawiodłem
- mówił ojciec Ewy Tylman.
W listopadzie 2015 roku Ewa Tylman razem z Adamem Z. wracała do domu z firmowej imprezy i ślad po niej zaginął. Jej ciało 8 miesięcy później znaleziono w Warcie.
Prokurator dziś przez prawie godzinę broniła wersji, ze oskarżony pokłócił się z 26-latką. Podczas szamotaniny ona spadła ze skarpy, a on ze strachu nieprzytomną zaciągnął na brzeg Warty i wrzucił do rzeki.
W pierwszym procesie Adam Z. został uniewinniony. Sąd Okręgowy uznał, że nie ma dowodów na to, że zabił 26-latkę. Ten wyrok uchylił Sad Apelacyjny i uznał, że oskarżony powinien odpowiedzieć co najmniej za nieudzielenie pomocy.
Pełnomocnik rodziny 26-latki adwokat Mariusz Paplaczyk mówił, że są na to dowody.
W tych swoich pierwszych wyjaśnieniach Adam Z. nie mówi, że oto Ewa wybrała inną drogę powrotu do domu, że rozstał się z nią tam i zdecydował, że wróci sam. Mówi wręcz przeciwnie, że ją widział, że widział, jak jej ręka wystawała z wody. Nikt nie wymagał od tego mężczyzny, aby wskakiwał do Warty w listopadzie, ale mógł wykonać inne działania, których nie wykonał
- mówił Mariusz Paplaczyk.
Adam Z. nie przyznaje się do winy. Był tylko na pierwszej rozprawie, teraz nie przyjeżdża już do sądu. Po 14 miesiącach w areszcie wyszedł na wolność.
Jeżeli sąd w poniedziałek uzna, że oskarżony nie udzielił pomocy Ewie, która wpadła do rzeki, będzie mógł go skazać maksymalnie na trzy lata więzienia. To oznacza, że przy takim wyroku, będzie się już mógł ubiegać o przedterminowe zwolnienie.