16-letnia wówczas Maja szła z koleżanką do szkoły. Jak sama mówi, jest osobą niepełnosprawną, także głęboko niedosłyszącą, nosi aparat...
Kobieta przejechała obok mnie i obok płotu. Potrąciła mnie lekko, na co nie zwróciłam zbytniej uwagi. Nagle usłyszałam huk, odwróciłam się i zobaczyłam, że kobieta rzuciła rower na ten płot, który był obok i podbiegła do mnie. Chwyciła mnie za włosy i zapytała się, czy ja jestem normalna. Po czym rzuciła mną o chodnik. Kiedy moją koleżanka próbowała ją uspokoić tłumacząc, że jestem osobą niepełnosprawną, zaczęła na mnie krzyczeć, że ja na pewno wszystko widzę. Siadła na rower i pojechała, a ja ledwo byłam się w stanie podnieść po tym szoku
- mówiła Maja.
Pełnomocnik poszkodowanej rodziny liczył, że sprawę uda się załatwić poza sądem, że rowerzystka się zreflektuje i przeprosi nastolatkę, ale do tego nie doszło.
Ze strony oskarżonej w sądzie był atak. Anna D. nie przyznała się do winy i oświadczyła, że to nastolatka ją zaatakowała - celowo popchnęła w stronę płotu, miała to zrobić z dużym impetem...
Z impetem, łokciem odcisnęła do tyłu, zamachnęła się i popchnęła moje lewe ramię. Potraktowałam to jako atak na moje życie, że zrobiła to specjalnie
- mówiła oskarżona.
Oskarżona potwierdziła, że podeszła do nastolatki i złapała ją za ramię, kiedy ta nie reagowała. Za włosy miała ją złapać przypadkowo. Obrońca oskarżonej nie chciała dziś odpowiedzieć na pytanie, czy wierzy w wersję klientki. Oświadczyła, że do końca procesu nie będzie niczego komentować.
Maja po ataku chodzi do psychologa i psychiatry. Gdy wie, że zbliża się do niej rower, od razu się zatrzymuje.
Prokurator zdarzenie zakwalifikował jako czyn o charakterze chuligańskim. Pełnomocnik pokrzywdzonej będzie się domagał ograniczenia wolności dla rowerzystki - kara miałaby polegać na wykonywaniu prac społecznych w siedzibie Polskiego Związku Niewidomych.