Dziennikarze Wyborczej dotarli do relacji osób odwiedzających sierociniec. Według nich, dzieci nie dojadają, pracują od świtu i są poniżane. Wskazują między innymi na spożywanie posiłków siedząc na ziemi, czy zjadanie resztek po misjonarzu.
W obronie Dariusza Godawy stanął podczas rozmowy na antenie Radia Poznań publicysta i krewny księdza, Piotr Barełkowski. - To jest Afryka i inne uwarunkowania kulturowe - twierdzi dziennikarz.
To środowisko bardzo lewicowe nie rozumie, że jest inny świat, gdzie ludzie rzeczywiście głodują. Gdzie jedzenie rękoma różnych posiłków jest standardem i elementem ich codziennej kultury i higieny.
Piotr Berełkowski odniósł się także do zarzutów dotyczących okazałej rezydencji księdza. - Ma duży dom parafialny, gdzie gości wolontariuszy z Polski i nie tylko. Przyjeżdżają turyści, którzy też pracują z dziećmi - komentuje Barełkowski.
Dziennikarz dodaje, że rozmawiał z wolontariuszami i wychowankami księdza. Jedna z nich opowiadała o warunkach jedzenia w audycji Moniki Białkowskiej "Reportaż z wycinków świata". - Polacy mogą tego nie zrozumieć - przekonuje Sonia.
Najpierw starsi biorą lepszy kawałek i na końcu są dzieci, które dostają mały kawałek, małe coś. To nie jest to, że daje resztki. Tutaj w Polsce resztki trafiają do koszy. U nas resztki jedzenia nie są do koszy.
Sonia jest członkiem komisji rewizyjnej fundacji misjonarza. Wychowanka nazywa siebie ambasadorem sierocińca i dzieckiem ojca Dariusza. Dziewczyna odmówiła wypowiedzi do reportażu Wyborczej, bo jak twierdzi, nie ma nic złego do powiedzenia na temat księdza.