Od marca Sanepid odnotował 273 przypadki. Chorują przede wszystkim mężczyźni. Co tydzień przybywa po kilkanaście nowych zachorowań.
- W ostatnich latach nie było w Poznaniu tak dużego ogniska żółtaczki typu A. Wirus dotarł do Polski prawdopodobnie z zagranicy - mówi Anna Stojakowska z poznańskiego Sanepidu. - Na podstawie wywiadów epidemiologicznych, które uzyskaliśmy od osób chorych wynika, że bardzo duża grupa osób, bo aż 57, podało w informacji, że właśnie w okresie narażenia na zachorowanie przebywały w krajach Europy Zachodniej. Tutaj domniemanym źródłem jest właśnie to, że wirus został prawdopodobnie przywleczony z Europy Zachodniej.
Sanepid razem z miastem wydrukował ulotki o żółtaczce typu A, które mają ograniczyć liczbę zachorowań. Trafiły między innymi do gabinetów lekarskich, biur podróży i punktów na dworcach.
- Inspektorzy otoczyli opieką także rodziny zarażonych, by choroba się nie rozprzestrzeniała - dodaje Anna Stojakowska z poznańskiego Sanepidu. - Docieramy do osób, które są narażone na zachorowanie. To są zarówno domownicy, jak i osoby, które wspólnie mieszkają z osobą chorą. Do tych osób kierujemy pisma informujące, żeby zgłosiły się do lekarzy rodzinnych na konsultacje, ewentualnie na badania. Proponujemy cały czas szczepienia, bo to jest najskuteczniejsza metoda zapobiegania zachorowaniu.
Szczepionka nie jest refundowana. Dwie dawki, które trzeba przyjąć, dają odporność na całe życie.
Wirusowe zapalenie wątroby typu A to żółtaczka pokarmowa. Nazywana jest chorobą brudnych rąk, ale przenosi się także przez kontakty seksualne. W przypadku poznańskiego ogniska doszło do zakażeń przede wszystkim tą drogą.