By mogło ono zostać uznane za ważne, do urn musi udać się 3/5 ogółu osób, które wzięły udział w ostatnich wyborach samorządowych. W przypadku gminy Duszniki to 2 499 osób. Wczoraj do lokali wyborczych udało się niespełna 800 mieszkańców.
"To pokazało, że organizatorzy referendum nie mieli argumentów za odwołaniem mnie" - mówi wójt Roman Boguś.
Poszło 790 osób, natomiast jeszcze 40 osób z tego to były te osoby, które powiedziały „nie”. Tak naprawdę 750 osób powiedziało, że nie chcą tego wójta. Inicjator referendum nie zachęcił mieszkańców, nie znalazł argumentów, które by inni mieszkańcy uznali za słuszne, żeby mnie odwołać. Dla mnie to jest wskaźnik taki, że po prostu argumenty były błahe.
Sytuacja związana z koronawirusem miała wpływ na niską frekwencję, ale to niejedyny powód - mówi radny gminy Duszniki, Paweł Henicz.
Być może to było związane z tym, że sama akcja kampanii referendalnej była bardzo utrudniona. Pan wójt pomimo łagodzenia obostrzeń przez rząd nie odblokował świetlic wiejskich, a co za tym idzie inicjatorzy referendum, nie mogli na przykład zorganizować spotkania z mieszkańcami, aby wytłumaczyć im, dlaczego odwołanie wójta jest istotne ze względu na przyszłość naszej gminy.
Część mieszkańców chciała odwołać urzędującego wójta za "brak pozyskiwanych środków zewnętrznych, kwestię traktowania mieszkańców i radnych czy brak odpowiedzi na pytania”. Według Romana Bogusia, powodem niezadowolenia części duszniczan była kwestia budowy w gminie kurnika.
Warto wspomnieć, że nie była to pierwsza próba odwołania obecnego wójta. Poprzednia próba w 2015 roku ostatecznie się nie odbyła.
Wczorajsze głosowanie było odpowiednio zabezpieczone epidemiologicznie – wszyscy głosujący byli wyposażeni w maseczki, a przy wejściu czekało ich obowiązkowe odkażanie rąk. Do lokali wpuszczane było jedynie tyle osób, ile wyznaczono miejsc do głosowania.