NA ANTENIE: SZUM (2024)/KASKA SOCHACKA
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Ukrainka mieszkająca w Poznaniu: "Wierzę, że wojny nie będzie"

Publikacja: 26.01.2022 g.22:13  Aktualizacja: 27.01.2022 g.12:06 Łukasz Kaźmierczak
Poznań
Wierzę, że wojny nie będzie" - mówiła w naszym studio Katerina Jakymenka, Ukrainka mieszkająca w Poznaniu. Powiedziała, że ludzie na Ukrainie nieco się przyzwyczaili do tego, że od 2014 roku kraj jest w ciągłym konflikcie i stanie wojennym w związku z aneksją Krymu i obwodów Doniecka i Ługańska.
donbas ukraina żołnierz - AA/ABACA - PAP
Fot. AA/ABACA (PAP)

"Wierzę, że wojny nie będzie, ale jak będzie trzeba, to będziemy się bronić" - mówiła Katerina Jakymenka.

Wydaje mi się, że mężczyźni świadomi, ci, co byli w wojsku i mają jakąś odpowiedzialność, raczej, jak będzie trzeba, to staną za swój kraj. Ostatnio był u nas chrzestny mojego syna i też go zapytałam, co będzie robił. Odpowiedział, że jesteśmy partyzantami i nie damy się pokonać, jak coś, więc faceci się na duchu przygotowani "w razie wu". Liczymy, że to się nie wydarzy, ale tak mi się wydaje, że jak coś, to każdy będzie walczyć o swój kraj

 - mówiła kobieta.

Katerina Jakymenka podkreśliiła, że między obywatelami Ukrainy, Białorusi i Rosji, mieszkającymi w Poznaniu, nie ma konfliktu.

 

Poniżej pełny zapis rozmowy:

Łukasz Kaźmierczak: Pierwsze zaskoczenie. Mówi Pani niesamowicie dobrze po polsku i na początku miałem takie wrażenie, że rozmawiam z Polką. 

Katerina Jakymenka: Dziękuję, bardzo miło mi to słyszeć.

Ile lat mieszka Pani i pracuje w Poznaniu?

Już piąty rok. 

Możemy sobie prawić komplementy o języku, ale rozmawiamy o poważnej sytuacji. Jest Pani w Polsce i to jest trochę inna sytuacja, ale może Pani spokojnie funkcjonować i spać, kiedy wie Pani co się dzieje u pani w ojczyźnie w tym momencie, to napięcie, które jest wokół Ukrainy?

Ja trochę wątpię, czy mogę się wypowiadać na temat tego, co się dzieje na Ukrainie, ponieważ nie jestem tam na co dzień. Nie mieszkam tam już od jakiegoś czasu i zawsze mnie to dziwiło, jak ludzie, którzy mieszkają gdzieś w Ameryce, czy w Kanadzie i wychodzą na strajki podczas wojny, że „my jesteśmy i wspieramy”. Wtedy zawsze myślałam, jak oni tak mogą, przecież nie są tam. To jest trochę skażone przeczucie, więc nie powiedziałabym, że jest tak na pewno, niemniej, wiedząc, że jest tam moja rodzina, to wesoło nie jest. Akurat wybieram się na Ukrainę i planuję wszystkich zwiedzić i zobaczyć, co tam się dzieje na własne oczy. Staram się co jakiś czas jeździć. Ale my jesteśmy tu i to nie jest tak…

A z jakiej części Ukrainy Pani pochodzi? 

Pochodzę spod Kijowa. Urodziłam się bliżej Czarnobyla, także można powiedzieć, że centralna Ukraina. 

Historycznie ciekawa lokalizacja. Czyli nie jest Pani spod Charkowa. To jest ta część, o której się mówi, że jest najbardziej wysunięta. Wielu Pani bliskich zostało. Ma Pani z nimi bieżący kontakt? 

Tak, oczywiście. Dzisiaj rozmawiałam z moimi rodzicami i siostrą. 

Pojawia się ta sytuacja i Rosja w ich rozmowach? 

Jasne. Ta rozmowa pojawia się prawie codziennie od 2014 roku, jak zaczęła się cała akcja z Krymem i Donieckiem. To nie znika z naszych rozmów. Fakt, że ludzie się trochę do tego przyzwyczaili, że mamy ten stan wojenny, tę wojnę. Mam wielu przyjaciół spod Doniecka, którzy jeżdżą do swojej rodziny, a niektórzy nie jeżdżą. Rodzina mojego męża jest spod Doniecka i oni nie widzieli się od 6 lat. 

Nie mogą? 

Ciężki to jest, bo przyjechać można, ale co będzie dalej, to już nie wiemy. 

A jak wygląda codzienność? Widziałem taką korespondencję Polskiej Agencji Prasowej „Dzień Kijowa”. Ludzie normalnie funkcjonują, chodzą do kina, do teatrów, restauracje pełne. Tak wygląda ta codzienność? Tak żyją Ukraińcy, jakby ta codzienność była zwykła i nic nie groziło?

Czasami słyszę, że ludzie są w stresie, tak czy inaczej, bo różne wiadomości dochodzą, więc czasami słyszę, że sklepy są na wpół puste i ludzie najbardziej strategiczne rzeczy wykupują.

Słyszałem, że kasza gryczana, zapałki…

Niech Pan sobie przypomni, jak u nas wybuchła pandemia. Były wielu rzeczy nie dało się znaleźć, prawda?

Ciekawie Pani mówi „u nas”, czyli trochę mentalnie jest już Pani tutaj. 

No tak. Trochę już mogę tak powiedzieć. To nie jest pierwszy rok, ani drugi. W listopadzie będziemy mieli 6 lat, jak tutaj mieszkamy. Mam już tutaj rodzinę, urodziłam tutaj syna, przyjechałam tutaj z chłopakiem, a już mam męża, więc jakoś trochę się to zmienia. 

Wracamy do rodziców, którzy gdzieś, tam są i pewnie się Pani trochę o nich martwi. Czy oni się… nie chcę wkładać tego Pani w usta, ale czy oni się boją? 

Jak jechałam do radia, to myślałam o tej całej sytuacji i najważniejsze pytanie, które kiedyś zadałam swojemu ojcu jeszcze w 2014 roku: „Tata, co będzie jak przyjdzie wojna? Jak przyjdzie do nas list, że musisz się spakować i iść na wojnę?”

Tata jest jeszcze w wieku poborowym?

Tak na pograniczu, ale…

Wszystkie ręce na pokład wtedy… 

Tak oczywiście i on mi wtedy odpowiedział z takim ogromnym spokojem… „No co będę robił? Wezmę metalową, stołową łyżkę, talerz, spakuję plecak i pójdę”. Wtedy mnie to dotknęło i strasznie przeraziło. Do tej chwili to pamiętam. Dzisiaj rozmawiając ze swoim ojcem pomyślałem, że drugi raz tego pytania nie będę zadawać, ale wiem, że każdy troszczy się o swojego członka rodziny, ale wydaje mi się, że mężczyźni świadomi, ci, co byli w wojsku i mają jakąś odpowiedzialność, raczej, jak będzie trzeba, to staną za swój kraj. Ostatnio był u nas chrzestny mojego syna i też go zapytałam, co będzie robił. Odpowiedział, że jesteśmy partyzantami i nie damy się pokonać, jak coś, więc faceci się na duchu przygotowani „w razie wu”. Liczymy, że to się nie wydarzy, ale tak mi się wydaje, że jak coś, to każdy będzie walczyć o swój kraj i kobiety będą wspierać swoich mężczyzn. 

Wyobrażam sobie taką sytuację. Jest Charków, miasto większe niż Poznań, chyba ponad milion 400 tys. mieszkańców i nagle pojawiają się czołgi na ulicy i miasto zupełnie przestaje funkcjonować? Zupełnie nie mieści mi się to w dzisiejszych kategoriach mieszkania w jednak bezpiecznym miejscu. Pani też tutaj mieszka. To jest trudne do wyobrażenia, jak by to miało w ogóle wyglądać? 

To jest zupełnie ciężkie do wyobrażenia i wierzę w to, że po drugiej wojnie światowej po prostu świat musi się nauczyć, że tego nie trzeba powtarzać, bo to jest bezsens. Jeśli dotknie to Ukrainę, to ta sytuacja może się powtórzyć. 

Pani, jako Ukrainka, wierzy w groźby Putina? Pytam nie jako politologa, ale zwykłego mieszkańca tamtego państwa, kogoś, kto jest zakorzeniony. 

Wierzę w to, że to są raczej jakieś groźby, pochodzą z jakiegoś innego miejsca, a nie żeby zabrać pod siebie Ukrainę, więc nie wierzę, że coś takiego się wydarzy. Natomiast wierzę w to, że być może ktoś ma jakiś problem umysłowy i chce powtórzyć i się jakoś zapamiętać. Ten pomysł mi przychodzi do głowy i go podtrzymuję i nie wierzę w to, że to się wydarzy. Nie w dzisiejszych czasach. 

Macie też u siebie doświadczenia takiej wojny hybrydowej, wojny-niewojny, bo być może tak miałby ten konflikt wyglądać. Mówi Pani, że mąż Donieck. To jest też ogromne miasto. Czy Ługańsk. To są miejscowości, które dotknęła taka wojna-niewojna hybrydowa. Jak to wyglądało? To jest tak, że nagle pojawiają się ludzie nie wiadomo skąd, w jakich uniformach, z jakiego państwa i wprowadzają terror na ulicy?

Mniej więcej tak to wygląda. Babcia mojego męża do tej chwili tam mieszka. W tym momencie jest w szpitalu i nie możemy jej odwiedzić, ale w 2014 roku przyjechał mój dziadek. On jest górnikiem na emeryturze. Oni w którymś momencie  poszli do piwnicy. Tam przesiedzieli dwa tygodnia, ale uznali, że tam było trochę za zimno i przyjechali do nas. Dziadek został, a cała rodzina pojechała z powrotem i od tego czasu się nie widzimy. Jak to jest?

To jest dramat. 

Dla mnie to nie jest normalne. Wydaje mi się, że w naszych czasach, z tymi technologiami, z życiem, które teraz mamy, do czego doszliśmy, to jest absolutnie nielogiczne i nie do zrozumienia.

Pani mówi, że od 2014 roku trochę żyjecie w takiej sytuacji. Naprawdę można się do tego przyzwyczaić? Kiedyś rozmawiałem z Izraelczykiem, który żyje w Izraelu i mówi, że oni tam tak kilkadziesiąt lat funkcjonują, bo muszą. 

Tak. Też mam znajomego z Izraela i pytałam go, jak to u was wygląda? No i da się do tego przyzwyczaić. To jest straszne, ciężkie do zrozumienia i wniesienia do swojej głowy, no bo jak? Tu jest, a tu nie ma wojny. W Kijowie jest raczej spokojnie. Przyjeżdżam tam i widzę i nie powiedziałabym, że jest tak ciężko. 

Teraz się Pani tam wybiera?

Tak, teraz się wybieram i mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku. 

Wykonała Pani ten symboliczny gest trzymania kciuków. Pewnie też ważna sprawa, która jest trudna do zrozumienia u nas, ponieważ jesteśmy jednorodnym narodem. Nawet jeżeli jest dużo osób innych narodowości, to jednak ten rdzeń zostaje taki sam. Na Ukrainie jest jednak podział. Jest ludność ukraińsko języczna… czy może wszyscy są rosyjsko języczni, natomiast ci którzy bardziej się traktują, jako mniejszość, choć w niektórych miejscach są większością rosyjską. Jak się żyje na co dzień w takiej sytuacji? Czy to w ogóle był kiedykolwiek problem, czy zrobił się dopiero teraz, od kilku lat?

Przyznam się, że zauważyłam dużą zmianę. Tutaj, mieszkając w Poznaniu, w większości rozmawiam po rosyjsku. Wszystkie treści, które przekazuję, to specjalnie po rosyjsku, bo jest tu Białoruś, Rosja, ale jak przyjeżdżam do Kijowa, to zauważam, że ludzie w sklepie mówią do mnie po ukraińsku, a to dla mnie zawsze było trochę dziwne. Kiedyś nawiązano nam to, że ukraiński to taki trochę dialekt, bo czysty ukraiński jest nie we wszystkich regionach, ale taki dialekt, powiedzmy gwara ukraińska, że to jest wsiańskie, że to nie jest fair, nie jest ładne i że jak przeprowadzasz się do Kijowa, to musisz nauczyć się rosyjskiego. Tak to nam wpojono. Od jakiegoś czasu to się zmienia. 

To jest język tożsamości narodowej. 

Tak. Ja bym powiedziała, że to absolutnie nie jest problem, jak osoba rozmawia po rosyjsku, czy po ukraińsku. Jak pojedzie się do Lwowa i tam zacznie się rozmawiać po rosyjsku, to być może w którychś miastach, albo sklepach ktoś powie, że nie będzie obsługiwać. Nigdy nie spotkałam się z czymś takim… Być może sobie pomyślą, ale nie jest to problemem mówienie po rosyjsku, czy po ukraińsku. Można mówić po angielsku, jak cię ktoś zrozumie. 

Ale normalnie funkcjonowaliście w rzeczywistości dwóch języków.

Tak. 

Tak samo ludzie, którzy są w tej chwili po drugiej stronie Ukrainy, tej, która jest separatystyczna.

Tam bardziej po rosyjsku, ale to zależy od tego, jacy są ludzie. Czy oni są zainteresowani… Mam koleżankę z Ługańska. Ona mieszka w Poznaniu, ale przyjeżdża do swojej rodziny. Jak z nią rozmawiam po ukraińsku, to mnie słabo rozumie. A jesteśmy Ukrainkami, więc to jest troszeczkę dziwne. Niemniej, jak pojedziemy do Niemiec, jeden albo drugi region, to też…

Tutaj mamy jednak taki podtekst złowieszczy, bo jeżeli słuchamy tego, co mówią różni obserwatorzy, to jeśli miałoby dojść do jakiejś formy agresji, to będzie to na tych terenach, gdzie mieszka ludność rosyjsko języczna. Hasłem będzie pewnie ochrona tej mniejszości. Tak jak było w przypadku Doniecka i Krymu szczególnie. 

Bardzo mi żal za tę część kraju, bo ja co roku jeździłam do Krymu i serce mi pęka. Już teraz czuję, że chcę tam pojechać. Wracając… Nie sądzę, że to się wydarzy. Nie ma znaczenia w jakim języku ja się komunikuję. Ważne jest, jakim jestem człowiekiem. To jest dla mnie najważniejsze. Tutaj rozmawiając ze wszystkimi z Rosji, Białorusi nie mamy problemu. Wydaje mi się, że my Ukraina, Białoruś i Rosja, nie mamy ze sobą problemu. Mówię o takim poziomie ziemskim, o ludzikach, którzy tutaj mieszkają…

Ludziki, to może nie, bo to zielone ludziki były (śmiech).

(śmiech) A to przepraszam.

Wie Pani, o czym mówię…

Tak, tak… 

O tych, co się pewnego dnia pojawili na ulicach…

Błędy mi się zdarzają.

Nie, nie… To jest oczywiście takie trochę na „offie”. Czy wyobraża sobie Pani sytuację, że jednak dochodzi do takiej sytuacji, że ludzie nagle zaczynają z Ukrainy wyjeżdżać, uciekać? Czy już się coś takiego dzieje, że jednak  część osób opuszcza Ukrainę? Jest zwiększony ruch w kierunku Polski, Poznania?

Tego nie powiem. Nie była na lotnisku i nie zwracałam uwagi. Nie jest to moje hobby, jak to wygląda na granicach. 

Bardziej myślę o tym, co mówią znajomi. „Wyjeżdżamy”?

Na ten moment nie. Nie sądzę, Jak my uciekniemy, to kto będzie bronić, tak? Nie sądzę, że to jest w tym momencie na czasie. 

Na koniec zapytam jak się Pani żyje w Polsce i Poznaniu? Parę lat już tu Pani spędziła. To jest Pani nowy dom, docelowy, czy jeszcze Pani myśli o powrocie do ojczyzny?

Słyszę to pytanie od znajomych Polaków dość często.

To nie jestem oryginalny.

Przepraszam, ale nie. Do tej chwili jeszcze nie wiem. Bardzo lubię to miasto. Nigdy wcześniej nie byłam w Poznaniu o podczas przeprowadzki postanowiłam, że tu jeszcze nie byliśmy, więc tu przyjedziemy. Przyjechałam tu dla funu, zobaczyć, co się dzieje, bo tam było mi już wszystko znane. Ostatnio też z kolegą o tym rozmawiałam, że Poznań to jest takie miasto, do którego można przyjechać, można się zatrzymać i  jest bardzo ciężko wyjechać. W tym momencie powiem, że kocham to miasto i kocham ten język. Kiedyś dla mnie polskie piosenki były śmieszne, przepraszam bardzo, ale teraz rozumiem, że to jest tak piękna muzyka, tak piękny język, że zastanawiam się nad tym, czy tpo nie jest ten drugi dom, ale decyzji nie mam. 

Ale jakieś zakorzenienie już nastąpiło. 

Pięć lat, to już można powiedzieć, że troszeczkę. Najwięcej, kogo spotkałam, to jest 17 lat i to jest dla mnie już za dużo. Jak widzę osobę, że ona słucha i myśli po polsku, to…

Jeszcze Pani nie śni w języku polskim? 

Dzisiaj właśnie rozmawiałam z tą osobą. I ona mi powiedziała, że zauważyła, że nie śni po polsku, tylko bez żadnego języka. To są jakieś sytuacyjne obrazki. Także ja nie, ale czasami myślę po polsku. 

Ale na pewno wszyscy śnimy o pokoju. Życzę pokoju i spokoju dla Pani ojczyzny, dla tamtego skrawka świata, który też jest taki bardzo bliski Poznaniowi i odległościowo, bo to nie jest żadna wielka odległość, bo mamy połączenia lotnicze i jeden właściwie moment i jesteśmy we Lwowie, o którym Pani dzisiaj wspominała. Niech to będzie spokojny czas i spokojny rok dla Ukrainy, dla Ukraińców, dla mieszkańców Ukrainy, a także Rosjan. 

Dla wszystkich. Dla Polski również.

https://radiopoznan.fm/n/SaaSg5
KOMENTARZE 1
Lukas Kozlowski
As 27.01.2022 godz. 15:53
Wreszcie tych ukrów się pozbędziemy z Polski