Zapisy autorstwa innej posłanki partii Szymona Hołowni, Pauliny Hennig-Kloski, krytykowano za zbyt duże ustępstwa względem producentów elektrowni wiatrowych. Ewa Schädler odrzuciła oskarżenia o wpływ lobby na kształt projektu.
Zasięgała Paulina wszelkich możliwych rad ludzi, którzy się po prostu na tym znają, to jestem przekonana, że to wpływa zawsze pozytywnie na obraz de facto ustawy, jeśli posłuchamy po prostu różnych opinii, różnych środowisk na dany temat, ale nie wierzmy, też, że polityk może usiąść, napisać ustawy bardzo precyzyjnie i bardzo dobrze, nie zasięgając opinii ekspertów
- mówiła Ewa Schädler.
Poznańska posłanka tłumaczyła również dlaczego zapisy dotyczące elektrowni wiatrowych początkowo znalazły się w jednej ustawie z zamrażaniem cen energii.
Wątek wiatrakowy był właśnie w tym temacie, żeby zrobić coś i krótkofalowo i długofalowo coś rozpocząć
- wyjaśniła Ewa Schädler.
Poniżej pełny zapis rozmowy:
Łukasz Kaźmierczak: Wieczorem do Sejmu wpłynął projekt autopoprawki do ustawy wiatrakowej. Ja przepraszam, że tak w ogóle z grubej beczki, że nie pytam o pierwsze wrażenia w Sejmie, ale tyle się dzieje, że szkoda czasu. Zmiany są zaproponowane przez Platformę Obywatelską i Polskę 2050, ale nadal są tam zapisy tak zwane wiatrakowe. Czy nie lepiej ten projekt wycofać na spokojnie i przeprocedować?
Ewa Schädler: Z mojej wiedzy nie ma tam już kwestii wiatrakowych.
W ogóle? Z tego co ja czytałem, nie miałem tego przed sobą, miały być tam wprowadzone kwestie zlikwidowania odległości 300 metrów od budynków mieszkalnych, od parku.
Nie. Zdecydowaliśmy się wczoraj, to była propozycja samej naszej Pauliny Hennig-Kloski, czyli osoby, która uczestniczyła z ramienia Polski 2050 w przygotowaniu projektu tej ustawy, była to jej propozycja, żebyśmy jednak rozdzielili, ponieważ niezrozumienie i czas, kiedy musimy procedować tą drugą część ustawy. Czas był za krótki, żeby po prostu obywatelom wytłumaczyć, że to nie była tak zwana wrzutka pani poseł.
Trochę była to wrzutka, dlatego, że to była ustawa o mrożeniu cen energii, jeżeli pojawia się ten temat wiatrakowy, to nawet dla laika wygląda to trochę jak doczepka.
Z racji szacunku dla słuchaczy Radia Poznań, których po prostu pozdrawiam serdecznie, bo wiem, że słuchają. Zawsze też osoby, które zgłaszały, też będą słuchały. Tutaj się z panem pozwolę nie zgodzić, dlatego, że problemem, którym dotyka ustawa, jest to, że mamy zdecydowanie najdroższy prąd w Unii Europejskiej i trzeba przede wszystkim długofalowo dokonać takich zmian i to jak najszybciej.
Tylko ustawa ma działać krótkofalowo, żeby na już, na teraz zapewnić gospodarstwom domowym tani prąd.
Ten wątek wiatrakowy był właśnie w tym temacie, żeby zrobić i krótkofalowo i długofalowo coś rozpocząć, bo zamiatanie pod dywan sprawy, że jest okej, jeśli my będziemy zawsze w budżecie rezerwować pieniądze na to, żeby pokrywać de facto różnice.
To można zrobić moim zdaniem osobną ustawą.
I tak będzie zrobione panie redaktorze.
Wszyscy zwrócili uwagę na te kwestie wywłaszczeniowe, 300-400 metrów, ale były tam takie koszmarki prawne jak na przykład kwestia modernizacji turbin. Pojawił się taki zapis, że teraz pytanie czy to był błąd, czy to było celowo wstawione, że mogą być modernizowane turbiny, wymieniane na turbiny, które mają co najmniej cztery lata, było napisane, że mogą być wyprodukowane nie później niż 48 miesięcy przed wytworzeniem po raz pierwszy energii elektrycznej zmodernizowanej elektrowni wiatrowej. To powinno być raczej nie wcześniej, ani nie później i takich kwiatków było sporo.
Było rzeczywiście wiele błędów, wiele się pojawiło, ponieważ chcieliśmy my jako Polska 2050 wnieść obok i tutaj właśnie twarzą, za którą my wszyscy w Polsce 2050 stoimy murem, jest Paulina Hennig-Kloska, która koniecznie chciała wnieść do tej ustawy sprawę hałasu, o tym hałasie już rozmawialiśmy jeszcze przed kampanią parlamentarną, że w zasadzie to powinno być takim najistotniejszym elementem, który utrudnia mieszkanie w pobliżu turbin wiatrowych, a nie tylko i wyłącznie odległości.
W efekcie wyszło to koszmarnie, dlatego, że rozlało się to zupełnie, dostało to nazwę lex Kloska i chyba nie służy waszej partii.
Co się w sumie stało? Złożyliśmy rzeczywiście projekt, który przygotowała w większości Platforma Obywatelska, nasz udział był tutaj też, nikt się nie odżegnuje od swojej części, ani pracy, ani błędów…
Najpierw poseł powiedziała, że to Platforma Obywatelska przygotowała ten projekt, dopiero dwa dni temu się przyznała, że to ona wprowadziła te 300 metrów.
Ona wprowadziła dużo zmian, na których nam należało, ale uważam, że dla polskiej legislacji w sumie stało się bardzo dobrze, być może pierwsze koty za płoty zostały wylane, ale proszę zobaczyć jak proces legislacji się zmienił, czyli my dyskutujemy jeszcze przed pierwszym czytaniem na temat projektu i już próbujemy poprawiać. Już opinia publiczna jest w całość włączona.
On się przedostał do opinii publicznej i się zaczęła robić wokół tego kula śniegowa.
Druki są przecież publikowane i mieliśmy bardzo dużo głosów z różnych stron i jeśli się słucha wyborców, to myślę, że samo to świadczy o jakości tego, że się coś zmienia w naszym kraju.
Czy Paulina Hennig-Kloska zapłaci za ustawę? Tym, że nie będzie kandydatem w przyszłym prawdopodobnym rządzie na ministra klimatu i środowiska? Podobno Donald Tusk się wściekł, cytując klasyka. Tak się mówi na korytarzach sejmowych, bo tam także mam swoje uszy.
Proszę pana, proszę bardziej mnie słuchać, ani swoich uszu, bo ja nie jestem jeszcze być może z racji niedługiego czasu, kiedy tutaj pomieszkuję, nie mam aż pewnie takich kontaktów, co pan redaktor, do mnie te nie dochodzą i jestem przekonana, że Paulina Hennig-Kloska będzie przede wszystkim doceniona za to, że jest osobą odważną, która chce zmian dla Polski i Polaków. Jestem przekonana, że te decyzje personalne, które jak pan dobrze wie podejmują nasi liderzy, będą podjęte tak, żeby była jej pracowitość doceniona.
Tylko jest coś takiego jak odpowiedzialność polityczna, już się tu tyle naoglądałem, kosze ze ściętymi głowami, często ludzi, którzy naprawdę daleką ponosili odpowiedzialność za to co się działo, a jednak ich głowy leciały. Wiem trochę jak postępuje też Donald Tusk, który bardzo w takich sytuacjach się odcina od tych sytuacji, a jak się wściekł to trzy kropki.
Ja nie byłam ani świadkiem tego jak się wściekł, a nie nawet takich informacji nie słyszałam, pan redaktor jest pierwszy, który używa tego słowa.
Od wczoraj to media podają wszystkie.
Może pan ma gdzieś indziej znajomych.
Nie. To wrzutka w mediach. To taka wrzutka, zresztą pamiętam od czasu rządów Platformy Obywatelskiej tytuły„Donald Tusk się wściekł”, jak coś się działo nie pomyśli, czy był jakiś taki kryzys wizerunkowy. Mamy magiczne słowo.
Ma prawo do wściekania, ja nie byłam świadkiem.
Ale ma moc działania także.
Do mnie to nie dotarło, chyba szkoda naszego czasu, żeby się wściekaniem pana Donalda zajmować.
To może trochę poważniejsza rzecz, bo to czy tam Donald Tusk się wściekł, kwestia kłótni wewnętrznej czy PR-owych zagrywek. Czy pani poseł jednak mimo wszystko to powiedziała, że ona konsultowała te 300 metrów z ekspertami, a za chwileczkę jacyś życzliwi ludzie sprawdzili, że pani poseł i wieloletni asystent szefuje Centralnej Grupie Energetycznej w Koninie, która inwestuje w elektrownie wiatrowe czy w OZE i pytanie czy to nie nosi jednak znamion lobbingu, że pani poseł niekoniecznie świadomie mogła ulec tak naprawdę lobbystom, w których interesie było napisanie ustawy właśnie w takim kształcie liberalizującym możliwość stawiania farm wiatrowych?
Jeśli pozostaniemy przy odległości 700 metrów…
700 metrów nie, miało być 500 metrów.
700 metrów naprawdę ogranicza nas tutaj strasznie, a przecież na czym nam zależy, nie na tym, żeby było jak najwięcej wiatraków, tylko na tym, żeby było jak najwięcej czystego prądu.
W pierwotnym projekcie było 500 metrów i to pani poseł zmieniła na 300 metrów.
Biorąc pod uwagę jeszcze ten problem hałasu, owszem, natomiast, jeśli chodzi o tak zwany lobbing, jeśli ktoś już przeżył trochę lat na świecie, to po prostu ma część ludzi, którzy gdzieś pracują w innych przestrzeniach, ja nawet prawdopodobnie wiem o kogo chodzi, ponieważ każdy z nas ma jakichś znajomych. Jeśli ja z panem redaktorem będę na przykład rozmawiała na temat jakichś mediów, a przecieżtemat mediów jest też podejmowany wszędzie, to potraktujemy to jako lobbing?
Ale nie piszemy ustawy, w której wrzucamy „lub czasopisma albo lub Radio Poznań”.
Jestem przekonana, że tego akurat nie było, że zasięgała Paulina wszelkich możliwych rad ludzi, którzy się po prostu na tym znają, to jestem przekonana, że to wpływa zawsze pozytywnie na obraz de facto ustawy, jeśli posłuchamy po prostu różnych opinii, różnych środowisk na dany temat, ale nie wierzmy, też, że polityk może usiąść, napisać ustawy bardzo precyzyjnie i bardzo dobrze, nie zasięgając opinii ekspertów żadnych.
Ale wiemy, że może samodzielnie zmienić projekt ustawy, co stało się w tym przypadku.
Ale ja chciałabym zwrócić uwagę opinii publicznej, ludzi z Poznania i powiatu poznańskiego, którzy słuchają pana audycji, że naprawdę pani poseł Paulina Hennig-Kloska pracowała naprawdę dziesiątki godzin, w większości sama, bo my mamy bardzo mały klub, nasz klub ma tylko 33 osoby, z czego nasz lider jest właściwie tak obciążony pracą, że musimy wiele rzeczy zrobić po prostu za niego. W naszym klubie są osoby, które dopiero wprawiają się w pracę.
To niedobrze, że lider się skupił na marszałkowaniu, bo aż nie wierzę, że nie czytał tego projektu.
Myślę, że czytał, bo Szymon Hołownia jest bardzo zainteresowany transformacją i to transformacją długofalową, ale proszę zobaczyć, każdy z nas się przyznał do tego, że coś nie poszło na 100 procent dobrze i po prostu uważam, że to jest nowa jakość.
Wy się przyznaliście, Platforma chyba nie do końca, tak mi się wydaje, chociaż na początku pani poseł Hennig-Kloska mówiła, że Platforma dała jej nad tym pracować.
Ona rzeczywiście poświęciła bardzo dużo godzin pracy, bardzo dużo godzin swojego życia i od niej akurat nie słyszałam, żeby się Donald wściekł, ale powiedzmy nie wszystko muszę słyszeć, ja chciałabym się zająć tutaj pracą inną niż tylko słuchaniem, kto się wściekł.
Ważne jest to co pani na początku powiedziała, jak rozumiem, taka informacja dnia, że te ustawy zostaną rozdzielone. Mówiliśmy o Szymonie Hołowni. Jak pani się podobają pierwsze dni marszałkowania Szymona Hołowni w Sejmie. Najpierw była fala popularności, a teraz takmam wrażenie, że troszeczkę zaczął się przejadać w roli konferansjera, jak go niektórzy określili, i trochę ludziom z lodówki wychodzi.
Myślę, że ludzie mają dowolność czy to zaglądania na kanał YouTube, czy to wyboru między medium, którego słuchają, bądź też oglądają, mamy też taką kulturę medialną i już przyzwyczajenia, które na pewno się nie zmienią, że chcemy jak najwięcej pewnych bodźców i każdy bodziec trwa tylko krótką chwilę. Ja mam głęboką wiarę w to, że z tych nowych obserwujących życie sejmowe, część po prostu zostanie na dłużej i będzie się pochylało nad tym.
Sejm to nie jest show, tylko poważna praca. Tak dzisiaj Elżbieta Witek powiedziała. Paru doświadczonych polityków to mówiło. Krytyka Polityczna w takim trochę lekko krytycznym artykule napisała, że Szymon Hołownia za bardzo bawi się w Tadeusza Drozdę, a potem jest taka codzienna polityczna działalność, która się toczy, od tego nie da się uciec na dłuższą metę. Pani dostrzega takie zagrożenie?
Zagrożenia są przecież różne i nie wybiegajmy w taką przyszłość. Natomiast we wszystkich poważnych debatach jakie prowadzi Szymon Hołownia, stara się naprawdę być bardzo kulturalny, bardzo wycisza atmosferę i dla mnie to już jest wartość dodana. Właśnie to wyciszenie, zejście z emocji, może na dwa, trzy stopnie niżej i poświęcenie tej przestrzeni na merytoryczną rozmowę.