"To nie tylko polityka banków, ale także kwestia złego nadzoru finansowego" - stwierdził prezes Arkadiusz Szcześniak.
Tu nie tylko ważne jest to, że jest mało kredytów na stałą stopę, ale także na poziom oprocentowania. Nawet jeżeli były te oferty, to często trzykrotnie wyższe niż dla klientów w Europie Zachodniej. My liczyliśmy, że przy kredycie na 300 tysięcy złotych Polak zapłaci 400 tysięcy złotych odsetek więcej niż Niemiec. Nawet w tym samym banku, który działa i w Polsce i w Niemczech
- mówił Arkadiusz Szcześniak.
Zdaniem Arkadiusza Szcześniaka, polski nadzór finansowy, w przeciwieństwie do praktyki państw zachodnich, skupia się wyłącznie na tym, aby udzielanie kredytów było bezpieczne dla banków. Stowarzyszenie apeluje więc o wprowadzenie przynajmniej 10-letnich kredytów na stałą stopę oraz obniżenie ich kosztów.
Według prezesa Szcześniaka nie potrzeba do tego zmian ustawowych. "Wystarczy, że banki zostaną zobligowane do wprowadzenia po realnym koszcie pozyskiwania tego typu produktów" - przekonywał gość porannej rozmowy.
Poniżej pełny zapis rozmowy:
Piotr Tomczyk: Czym różnią się polscy bankierzy od kolegów z innych krajów?
Arkadiusz Szcześniak: W Polsce dba się tylko o bezpieczny produkt dla banku, niekoniecznie bezpieczny dla klienta i to skutkuje tym, że nie patrzy się na to, czy klient dzięki temu produktowi zrealizuje swój cel, tylko czy bank na tym zarobi. W Europie Zachodniej dba się o to żeby ten produkt był zarówno bezpieczny dla banku, jak i klienta, czyli spełniał wymagania obu stron.
Dlaczego nasze banki nie oferowały kredytów hipotecznych ze stałą stopą procentową tak jak w Niemczech, Holandii czy Francji? Tam kredytobiorcy wiedzieli, ile będą płacić. U nas w Polsce kredyty ze stałą stopą procentową chyba przez długi czas były przyznawane tylko na 5 lat. Teraz pojawiły się bodajże na 10 lat. To wynika z przepisów czy samej polityki banków?
W mojej ocenie nie tylko polityka samych banków, ale również nadzoru finansowego, który w krajach Europy Zachodniej działa bardzo aktywnie i monitoruje, czy dany produkt jest bezpieczny dla klientów, bo jeżeli on na masową skalę nie jest bezpieczny, to oczywiście w przyszłości będzie to powodowało skutki gospodarcze i społeczne, a także negatywne skutki dla samego banku. Tu nie tylko ważne jest to, że jest mało kredytów na stałą stopę, ale także na poziom oprocentowania. Nawet jeżeli były te oferty, to często trzykrotnie wyższe niż dla klientów w Europie Zachodniej. My liczyliśmy, że przy kredycie na 300 tysięcy złotych Polak zapłaci 400 tysięcy złotych odsetek więcej niż Niemiec. Nawet w tym samym banku, który działa i w Polsce i w Niemczech. Od kilku lat apelujemy więc, aby w Polsce były kredyty na stałą stopę przynajmniej na 10 lat, a także o to, żeby ten koszt nie był aż o tyle wyższy jak jest w stosunku do Niemiec, Francji czy na przykład Hiszpanii. Tam kredyty są o wiele tańsze.
Czyli te różnice na korzyść klientów zagranicznych banków występują. My z tego do końca nie możemy korzystać, a mimo to wśród naszych elit polityczno-biznesowych często były takie głosy broniące banków, o tym, że bank po prostu zarabia, wykorzystuje możliwości, a klient podpisuje umowę i sam jest sobie winien. Przechodząc do tematu franków. Był taki bankowiec i polityk, który stwierdził, że kredyty we frankach jeszcze długo pozostaną bezpieczne i opłacalne. To mówił Ryszard Petru w czerwcu 2008 roku, po czym po kilku miesiącach przewalutował swój kredyt na złotówki. Teraz znowu się wypowiedział na temat banków: „Państwo nie może ludzi za rękę prowadzić i mówić im nie bierz kredytu. Od tego jest Narodowy Bank Polski i KNF, od tego powinien być też odpowiedzialny rząd”. Kto w takim razie może pomagać klientom, a kto nie, bo wiemy ze słów pana Petru, że to nie jest zadanie banków pomagać klientom…
Tu jest wiele aspektów. Najprościej mówiąc, na dzień dzisiejszy polskie państwo i organy nadzoru pomagają tak naprawdę bankom. Pozwolenie na to, że koszt kredytu jest uzależniony nie od transakcji, ale deklaracji dziesięciu największych banków, które oczywiście są zainteresowane tym, żeby WIBOR był jak najwyższy, w naszej ocenie nie spełnia standardów transparentności, bo być może nie wszyscy słuchacze wiedzą, że bywają miesiące, że z tych deklaracji żadna nie kończy się transakcją.
Czy jest w takim razie ryzyko manipulacji? Jeśli bankom zależy na podniesieniu WIBOR-u, wysyłają sobie deklaracje zawyżone, chociaż wiedzą, że to zamówienie nie będzie zrealizowane?
Niestety tak to wygląda. Wskaźnik, który odpowiada realnym transakcjom, także wykorzystywany przez nadzór finansowy, czyli WSK, przedstawia faktyczne koszty pożyczenia sobie pieniędzy na rynku międzybankowym czy płacenia sobie za depozyty. I on jest w chwili obecnej około 4 procent niższy. I w tym momencie, gdybyśmy stosowali realny wskaźnik, to bylibyśmy w podobnej sytuacji jak kredytobiorcy Europy Zachodniej.
W czwartek Sąd Najwyższy ma zająć się taką sprawą: czy to możliwe, że klienci banków płacą raty wyliczane na podstawie umów kredytowych, które od początku były nieważne? Tyle lat mija i nagle może okazać się, że te umowy były nieważne? Dziwna sytuacja.
Tak może być. Przy czym to jest jeden z może dziesięciu argumentów. On byłby o tyle istotny, że on by dotyczył wszystkich, bez względu na to, czy ktoś jest konsumentem czy nie. W naszej ocenie również jest tak, że jeśli do prawa bankowego dodano w 2011 roku możliwość indeksowania bądź denominowania kredytów, to tak naprawdę wszystko co się działo przed jest oparte o swobodę zawierania umów, przy czym akurat sektor bankowy ma ewidentnie wpisane w prawo bankowe konkretne obowiązki i zakres jaki musi zawierać umowa kredytowa. I w naszej ocenie te umowy tego nie spełniały. Jak do tego podejdzie Sąd Najwyższy? Niestety mam pewne obawy, gdyż ostatnie decyzje były często nieoparte na wykładni, która jest wydawana przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, mało tego, nawet jeżeli miał obowiązek zapytać się w jakichś wątpliwych sprawach, to i tak tego nie robi.
Sąd Najwyższy też odsuwał podjęcie decyzji. Z jakiegoś powodu czekamy na tę decyzję dość długo.
I w sytuacji wątpliwości co do statusu sędziów, pytania zostały wysłane do TSUE przez Sąd Najwyższy, a w sytuacji, która jest ważna dla kilku milionów obywateli, niestety takie pytania przez sędziów Sądu Najwyższego nie zostały zadane. Zadają je sędziowie sądów rejonowych, okręgowych, apelacyjnych, a niestety Sąd Najwyższy nie chce skorzystać z porady TSUE.
Ale gdyby taka decyzja zapadła. Jakie mogłyby być skutki orzeczenia Sądu Najwyższego?
To by oznaczało, że wszystkie umowy, niezależnie czy strona jest konsumentem czy przedsiębiorcą, miałyby wadę prawną i w zasadzie nie są wiążące od samego początku. Ale to nie zmienia sytuacji, że musimy wystąpić na drogę sądową, aby taka sankcja została wystosowana.
Czyli czekamy do czwartku w tej sprawie. Wracamy teraz do działań rządu. Podczas wystąpienia na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach premier Mateusz Morawiecki przedstawił plan pomocy dla kredytobiorców. Z tym, że dla kredytobiorców posiadających kredyty hipotetyczne w złotówkach. Czy ten plan może rozwiązać problemy tej grupy kredytobiorców. W teorii ten plan realizuje kilka naszych postulatów, które podnosimy od kilku lat, przy czym oczywiście będzie liczyło się jego wykonanie. I tu mamy duże obawy, dlatego, że już wcześniej był uruchomiony fundusz wsparcia dla kredytobiorców, bo nawet w trudnej sytuacji, niestety były lata, że poprzez konstrukcję tych przepisów i szczegóły zawarte w ustawie korzystało po kilkadziesiąt osób rocznie przy kilkuset tysiącach zawieranych umów rocznie w Polsce. Skala jest zatem faktycznie żadna. My na pewno będziemy pilnować jakie szczegóły są wrzucanie do konkretnych ustaw. Na pewno chcielibyśmy, żeby były takie bezkosztowe wakacje kredytowe dla umów, które są wieloletnie, wtedy kiedy mamy chwilowe problemy z płatnością, zmieniamy pracę, czy mamy inną sytuację w życiu i musimy dwie lub trzy raty odpuścić lub przesunąć kredyt. Takie rozwiązania są standardem w Zachodniej Europie, gdzie konsumenci czasem nawet 12 miesięcy mogą próbować wyjść ze swojej trudnej sytuacji po to, żeby potem móc na nowo spłacać kredyt.
Czyli czekamy na wprowadzenie tych rozwiązań. Chcę też zapytać o podobieństwa między problemami frankowiczów i posiadaczy złotowych kredytów hipotecznych. Mi się kojarzy jedna rzecz. I w jednym i drugim przypadku kredytobiorcy zgłaszali się po ten kredyt w czasie najbardziej dla siebie niekorzystnym.
Nie ma takiej sytuacji, że to klient musi wymusić na banku przedstawienie konkretnej oferty. Do banki przedstawiają kredytobiorcy ofertę i tutaj kolejny raz złą rolę odgrywa nadzór finansowy jak i w tej sytuacji nakazuje inaczej badać zdolność kredytową dopiero jak ten szczyt udzielania kredytów się kończy. Kiedy widać kryzys z powodów gospodarczych, dopiero nadzór podejmuje działania, żeby liczyć rzetelnie zdolność kredytową, to znaczy nie tylko w oparciu o pierwszą ratę. Na dzień dzisiejszy grzechem, który funkcjonuje przy wszystkich kredytach, jest to, że liczymy zdolność kredytobiorcy według pierwszej raty i czasem jeszcze te wskaźniki są naginane. Na przykład bierzemy WIBOR sprzed 3 miesięcy, kiedy wiemy już, że jest o pół procenta wyższy, więc tak naprawdę dopóki będą kredyty oparte o ryzyko walutowe lub na zmienną stopę, kredytobiorcy nigdy nie będą wiedzieli, jaka będzie rata w przyszłości.
Patrząc na te problemy kredytobiorców dziś, czy możemy powiedzieć, że problemy frankowiczów wygasają czy zmniejszają się systematycznie. Natomiast problemy kredytobiorców złotowych będą znacznie większe?
Skala jest większa. Mam nadzieję, że polskie społeczeństwo się obudzi, bo jednak dwa i pół miliona umów jest zawartych o kredyt hipoteczny. A mamy jeszcze wiele umów o kredyt gotówkowy czy pożyczki. Mam nadzieję, że wymusimy na organach państwowych wprowadzenie umów opartych o stałą stopę. Tutaj nie jest potrzebna żadna ingerencja ustawodawcy. Wystarczy, że banki zostaną zobligowane do wprowadzenia po realnym koszcie pozyskiwania tego typu produktów i tak naprawdę te osoby, które obecnie spłacają kredyty oparte o WIBOR, będą mogły refinansować to kredytem, który będzie stały i pewny.
Jak według pana te problemy zostaną rozwiązane? Czy może zakończenie wojny się do tego przyczyni?
Myślę, że najwięcej zależy od kredytobiorców. Tak jak było to z kredytami walutowymi. Dopóki kredytobiorcy nie zdecydowali się na masowe pozywanie banków, nie pojawiały się żadne sensowne oferty, a wszelkie ustawy przedstawiane przez rząd były bardziej zagrywką pijarową niż realnym rozwiązaniem. Więc polecam kredytobiorcom, żeby zaczęli interesować się co jest w ich umowach i zaczynałbym od składania reklamacji czy chociażby po zgłoszeniu się do nas, bo do nas coraz więcej osób zgłasza się z kredytami złotowymi ze względu na wzrost kosztów obsługi – standardem jest niestety wzrost o 100 procent.