NA ANTENIE: Mała czarna
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Ten drugi Knopfler – recenzja Ryszarda Glogera

Publikacja: 26.07.2024 g.13:01  Aktualizacja: 26.07.2024 g.09:34 Ryszard Gloger
Poznań
Taki los muzykujących braci, zawsze jest ten drugi, którego imienia nie pamiętamy, który odnosi mniejsze sukcesy, któremu gorzej się wiedzie. Kiedy braci połączy muzyka powstają wspaniałe rzeczy. Starszy zwykle imponuje młodszemu, ma już gitarę i nie bez złośliwej satysfakcji popisuje się przed drugim.
David Knopfler „Crow Gifts” - okładka płyty
Fot. okładka płyty

Na początku kariery bracia się wspierają, często tworzą wspólnie zespoły. Potem sprawy się rozjeżdżają, a jeszcze dalej wszystko się mocno komplikuje. W latach 50-tych ubiegłego wieku wyskoczył kapitalny duet braci Dona i Phila Everly. Śpiewali fantastycznie, ich głosy w harmonii dawały łatwo rozpoznawalną barwę przebojowym piosenkom. I nagle coś pękło, co pewnie pęczniało od dawna. Jednego wieczoru Everly Brothers pokłócili się na scenie, na oczach widowni. Trzask prask, Don i Phil byli razem już tylko na płytach. Podobnie stało się kilkadziesiąt lat później w Wielkiej Brytanii, gdzie najpopularniejsza grupa Britpopu zespół Oasis, prowadzili bracia Liam i Noel Gallagher’owie. W 2009 roku Noel zszedł z pokładu i po Oasis nie było śladu.

Mark i David Knopfler też wypłynęli na szerokie wody muzyki w zespole pod nazwą Dire Straits. Mark Knopfler był o trzy lata starszy od Davida. To Mark był liderem, komponował, grał efektownie na gitarze i śpiewał. David był w jego cieniu i pewnego dnia poszedł na swoje. Jak wielu melomanów śledziłem - a nawet można powiedzieć - chłonąłem, wszystko co stworzył Mark Knopfler na niezliczonych płytach. Na domowej półce znalazły się też solowe dokonania Davida Knopflera, jednak przy każdej nowej pozycji młodszego brata nie myślałem: muszę ją mieć.

Po niedawnej premierze znakomitego albumu Marka Knopflera „One Deep River” (recenzowanego na naszej radiowej stronie), z nieposkromionej ciekawości zakupiłem płytę wydaną przez Davida Knopflera. To już jego 23 płyta solowa. Czy można lepiej udowodnić, że muzyka jest życiową przygodą i daje artyście wielką satysfakcję? David Knopfler przeniósł się jakiś czas temu do Francji, mieszka z rodziną na prowincji, żyje własnym rytmem, obserwuje świat i nie chce być zależny od ludzi show biznesu. Płytę „Crow Gifts” artysta wydał sam. Zresztą kto ze świata dużych interesów, chciałby tego rodzaju twórczość wydać?

Można wiele zarzucić muzyce nagranej przez Davida Knopflera, ale na pewno nie, że jest komercyjna. Artysta unika schematów i chyba nawet lekceważy cały ten napompowany świat piosenek produkowanych z myślą o listach przebojów. Na płycie jest aż 18 piosenek, lecz ani jednej z refrenem, który wciska się do głowy i nie chce z niej wyjść. Produkcja nagrań też zwyczajna, naturalna, takim dźwiękiem nie rozwala się głośników, w samochodzie ledwo przykryje pracę silnika. Właściwie cała płyta jest ręczną robotą Davida, który gra na fortepianie, gitarach, harmonijce ustnej, organach i instrumentach perkusyjnych. Z opisu wynika, że w nagraniach wzięli udział jeszcze inni muzycy, czasem bardzo znani jak basista James „Hatch” Hutchinson i gitarzysta Hal Lindes, który też grał w przeszłości w zespole Dire Straits.

Osiemnaście utworów to bardzo dużo, gdyby jeszcze były zróżnicowane w taki sposób, że można ich słuchać z większym napięciem. Tutaj trzeba się nastawić na spokój, pełen luz, a nawet rodzaj skupienia dającego autentyczny relaks. Czasem drażni to powielanie w piosenkach tego samego następstwa akordów, brak pomysłów na ożywienie formy. Kolejne piosenki snują się z lekkością i melancholią, lecz raczej przebiegają wolno i w żaden sposób nie są inwazyjne. Nie ma wciągającego rytmu, co przy trzech nazwiskach perkusistów wydaje się paradoksalne. Ani jednego mocnego uderzenia pałki w werbel. Oczywiście perkusję słychać, lecz jest wyjątkowo dyskretna.

Prawdę mówiąc nie ma też na płycie zdecydowanie instrumentu wiodącego. Często melodię i harmonię zapewnia fortepian, czasem jest to harmonijka ustna, saksofon lub altówka. Włącza się od czasu do czasu gitara pedal steel. Dopiero uważne słuchanie uświadamia, że to co wydawało się grą od niechcenia i na z niewymuszoną swobodą, jest jednak muzyką subtelnie inkrustowaną, z licznymi detalami instrumentalnymi. David Knopfler nie jest w stanie wyprzeć się brata, śpiewa w podobnym stylu jak Mark, w tak samo monotonny sposób, często przechodząc w melorecytację. Obejmuje głosem mniejszą skalę, co można wyczuć w paru miejscach.

Płyta na pewno będzie znacznie ciekawsza dla znających język angielski. Właśnie w tekstach piosenek David Knopfler ma wiele do powiedzenia. Są to obrazki z podróży, refleksje o świecie i ludziach, uczuciowe wyznania, a czasem wręcz komentarze polityczne. David Knopfler pyta dlaczego społeczeństwa wybierają tak marnych polityków lub, co się stało, że Anglicy wybrali Brexit. Zupełnie na koniec w utworze „I Could Write A Love Song” wyznaje o potrzebie pisania piosenek o miłości. W innej tego typu piosence „Just For You” słychać żywszy puls i więcej pozytywnych wibracji.

Są artyści, którym udało się wyrwać z wirówki współczesnego świata. Okazuje się, że ten drugi Knopfler też może zauroczyć.

https://radiopoznan.fm/n/KsPDb3
KOMENTARZE 0