Szpital ma ok. 4 mln zł długu, ale jak mówi jego dyrektor - to nie jest sytuacja nadzwyczajna. Krzysztof Sobczak zapewnia, że zobowiązania szpitala nie wpływają na jego bieżącą działalność.
W podobnym tonie wypowiada się też przewodniczący rady powiatu. Nie ma powodów do niepokoju - mówi Piotr Szewczyński.
Nie ma powodu, aby bić na alarm, póki co pracownicy - i medyczni i administracyjni - otrzymują wypłaty. My, jako organ prowadzący, nie dopuścimy, żeby coś złego w szpitalu się zadziało
- mówi Szewczyński.
Sam dyrektor szpitala - z jednej strony informuje w raporcie o stanie placówki, że jej sytuacja finansowa jest bardzo trudna, a prognoza na kolejne trzy lata jest niekorzystna i nie przewiduje wyraźnej poprawy wskaźników. Z drugiej strony - zapewnia - to nic nadzwyczajnego.
Zaległości w stosunku do personelu nie mamy żadnych, do kontrahentów mamy, bo to jest problem systemowy. To nie jest coś nadzwyczajnego, co pojawiło się w tym roku, taka sytuacja jest od wielu lat i dopóki nie będzie zmiany systemowych rozwiązań - znaczącej poprawie nie ulegnie
- mówi Sobczak.
Główna przyczyna problemów tkwi w tym, że ustawodawca zwiększa wynagrodzenie minimalne w służbie zdrowia, ale pieniądze na nie zdobyć muszą dyrektorzy szpitali - tłumaczy Krzysztof Sobczak.
W Turku wynagrodzenia to obecnie już ponad 90 proc. kosztów funkcjonowania placówki. Plan naprawczy zakłada, że starostwo umorzy lub spłaci wymagalne zobowiązania szpitala, ten zaś - w celu redukcji kosztów - "zoptymalizuje" zatrudnienie.
W celu zwiększenia dochodów - poszerzy zakres świadczonych usług. Wspomniana "optymalizacja" dotknie głównie średniego personelu medycznego.
W pewnych obszarach mamy przerosty zatrudnienia i trzeba to będzie zlikwidować
- zapowiedział Cezary Chmielecki - dyrektor do spraw lecznictwa szpitala w Turku.