W artykule personalnie oskarżono nadkomisarza odpowiedzialnego za zajęcia fizyczne. Wykładowca ma na przykład uderzać przyszłych policjantów w brzuch, albo gdy są na ziemi, wchodzi na nich, by wzmocnić tę partię ciała. Zdaniem Magdaleny Pałys, rzecznik Szkoły Policji w Pile, takie ćwiczenia to nic nowego, a kontuzje zdarzają się nawet przy prostszych zajęciach.
Zadaniem kadry wykładającej w tej komórce jest przede wszystkim wykształcenie u policjantów umiejętności taktycznych i technicznych. W tym celu na zajęciach stosowane są różnego rodzaju ćwiczenia. Również wzmacniające wszystkie partie ciała, szczególnie w celu skutecznej obrony przed atakiem. Oczywiście podczas zajęć zdarzają się też kontuzje
- tłumaczy Magdaleny Pałys.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami, okoliczności wypadków bada komisja powypadkowa, która jest powołana w jednostce macierzystej policjanta, który doznał tej kontuzji.
W opisywanych przez dziennikarzy przypadkach, komisja nie wskazała nieprawidłowości w działaniach naszej szkoły
- dodaje Pałys.
Rzecznik odniosła się także do przytoczonej przez dziennikarzy "nietykalności" pilskiego wykładowcy. "Szkoła od razu zareagowała i chciała to sprawdzić, więc mówienie, że tak nie było, jest przekłamaniem" - mówi Pałys.
W tekście przedstawiono to w sposób przekłamany. Pani Komendant Szkoły Policji w Pile po uzyskaniu informacji o możliwych nieprawidłowościach podczas zajęć z taktyki i technik interwencji, niezwłocznie przekazała zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej w Pile. Ta po przeprowadzeniu postępowania, odmówiła wszczęcia śledztwa, z uwagi na brak czynu zabronionego
- wyjaśnia rzecznik Szkoły Policji w Pile.
Po publikacji Gazety Wyborczej pilska prokuratura ma jeszcze raz sprawdzić całą sprawę. Prokurator rejonowy Bartłomiej Urban potwierdza, że ruszyło śledztwo, w którym zostaną sprawdzone wszystkie informacje przekazane przez dziennikarzy.