Samolot rozbił się tam w sobotę. Amerykanie o wypadku poinformowali dopiero w poniedziałek. Trudne warunki pogodowe utrudniły poszukiwania ofiar. Deszcz i niski pułap chmur uniemożliwił ekipom ratunkowym odnalezienie rozbitego samolotu w niedzielę; poszukiwania ofiar podjęto ponownie w poniedziałek. Chwilowa poprawa pogody pozwoliła jednemu z ratowników, który został spuszczony na linie ze śmigłowca, na dotarcie do wraku.
Ratownik odnalazł ciała czterech pasażerów; piąta osoba, uznana na razie za zaginioną, najprawdopodobniej nie żyje. - Nie było śladów stóp czy innych śladów prowadzących od miejsca (wypadku), ani żadnych znaków pozwalających sądzić, że któryś z pasażerów oddalił się od samolotu - poinformowały służby ratownicze.
Na pokładzie samolotu było pięć osób. W sobotę wieczorem pilot poinformował przez telefon satelitarny, że pasażerowie są ranni, ale połączenie zostało przerwane, zanim zdołał przekazać więcej informacji.
Personel Parku Narodowego Denali, gdzie doszło do katastrofy, poinformował już wcześniej, że pasażerowie samolotu byli Polakami, ale do czasu poinformowania rodzin ich tożsamość nie zostanie podana do wiadomości publicznej.
Samolot typu Havilland Beaver rozbił się 22,5 km na południowy zachód od Denali, w pobliżu szczytu Thunder Mountain, na wysokości przekraczającej 3 tys. metrów, na bardzo stromym zboczu pokrytym śniegiem oraz lodem - podały służby Parku Narodowego Denali.
IAR