Ojciec Marian urodził się w podpoznańskim Palędziu, był 7 z 16 dzieci, przeżył Dachau i drugi obóz koncentracyjny, później postanowił swoje życie poświęcić dla ludzi chorych na trąd w Indiach. Od 2018 roku trwa jego proces beatyfikacyjny.
Jak mówiła w Wielkopolskim Popołudniu Radia Poznań organizatorka Marszów Pamięci i inicjatorka odsłonięcia tablicy, Zofia Dobrowolska - ojciec Żelazek będąc w obozie koncentracyjnym, gdzie umierali jego współbracia, zdecydował się pomagać jak największej liczbie osób.
Patrzył na śmierć współbraci, których kochał, patrzył na to piekło na ziemi i on sobie postanowił - muszę teraz wykonać, jeśli stąd wyjdę, tak przeżyć to moje życie, żeby za tych, którzy umarli, wypełnić rolę. Dlatego postanowił jechać do Indii lub Chin, żeby w krajach, gdzie jest najwięcej ludzi, wypełniać swoje życie
- mówiła Zofia Dobrowolska.
"Pojechał do Indii i tam w samym sercu tego kraju mógł posługiwać trędowatym" - dodaje Zofia Dobrowolska.
Cała rozmowa poniżej:
Roman Wawrzyniak: Chciałem poprosić na początek o krótką relację. Jak przebiegały uroczystości?
Zofia Dobrowolska: Finał był o wiele piękniejszy, niż starania, które nosiły znamiona trudnej pracy, żeby doprowadzić do odsłonięcia tablicy ojca Żelazka. Spędził tam 5 lat życia i mówił o pobycie w Dachau, że to jego drugi nowicjat. 4 lata temu Marta Szczesiak-Ślusarek z IPN z prezesem Stowarzyszenia Rodzin Polskich Ofiar Obozów Koncentracyjnych zorganizowały, jak co roku, wyjazd pamięci, również do Dachau. Ja uczestniczyłam w wyjeździe. W momencie, w którym z konsulem Marcinem Królem zwiedzaliśmy obóz, to zatrzymaliśmy się przy trzech blokach, jego fundamentach, by powiedzieć, że tu byli więzieni duchowni, głównie z Wielkopolski. Wtedy powiedziałam, że tu więźniem był ojciec Żelazek, ponad 50 lat misjonarz w Indiach, opowiedziałam o jego pracy z trędowatymi, nadzwyczajnym powiedzeniu - "Nie jest trudno być wolnym, wystarczy tylko chcieć". Potem, kiedy byliśmy w muzeum, w izbie, gdzie jest wiele tablic pamiątkowych powiedziałam do pana konsula, że tu powinna być tablica ojca Mariana. On potwierdził, dodał, że powinna być piękna.
Roman Wawrzyniak: Jak wygląda?
Zofia Dobrowolska: Tablica jest piękna, mówi, że ojciec Żelazek to był Polak, misjonarz wśród trędowatych. Napis w języku polskim i angielskim. Ze względy na niewielkie rozmiary, ale udało się zawrzeć wszystko, co trzeba. Jest zdjęcie i krzyż, są też fundatorzy: konsulat RP w Monachium, Stowarzyszenie Rodzin Polskich Ofiar Obozów Koncentracyjnych oraz werbiści z Polski. A w czwartym punkcie - Wielkopolanie, tam powinien być poszerzony, bo Wielkopolan reprezentowało Towarzystwo Przyjaciół Ojca Mariana Żelazka z Palędzia, również Stowarzyszenie, które w nazwie ma Wojciecha Bogusławskiego i Romana Dmowskiego z Chludowa, ale ono jest na rzecz Mariana Żelazka. Wiele osób się zaangażowało. Pani Aldona Muszak ze Stowarzyszenia Pamięci Mariana Żelazka, zwróciłam się na początku z prośbą o zarys plastyczny tablicy i ona jako plastyk to zrobiła. Jestem bardzo wdzięczna.
Roman Wawrzyniak: Skąd pomysł na to, pani Aldono?
Aldona Muszak: Na to nałożyło się kilka doświadczeń. Pierwotny projekt tablicy powstał kilka lat temu, potem musiał ulec zmianie, ze względu na wymagania techniczne (...) Jedna kopia jest w Chludowie, a druga w Dachau.
Roman Wawrzyniak: Dyrekcja muzeum ponoć nie zgodziła się na wniesienie na teren dawnego obozu w Dachau flag narodowych?
Zofia Dobrowolska: Takie są podobno wymogi tego międzynarodowego komitetu, nie wolno nam było przyjechać z flagami i trzeba było się na to zgodzić, żeby w ogóle tablica została tutaj odsłonięta i nie mogliśmy odśpiewać hymnu państwowego. To jest temat dla naszych władz, aby w tym względzie rozpocząć starania o zmianę tej sytuacji, a także o napisy w języku polskim, których brakuje. Polacy powinni czytać w tych obozach w języku polskim. Była piękna msza święta, którą prowadził ojciec Franciszek z Chludowa, było piękne kazanie, msza koncelebrowana, na końcu wystąpienie siostry Stefani, karmelitanki. Siostra powiedziała takie rzeczy, które uzupełniły całość uroczystości, mówiła o pobycie ojca Mariana i jego współbraci w obozach (był na początku w Mauthausen).
Roman Wawrzyniak: Ojciec Marian urodził się w podpoznańskim Palędziu, był 7 z 16 dzieci, przeżył Dachau, przeżył drugi obóz koncentracyjny, później postanowił swoje życie poświęcić dla ludzi chorych na trąd w Indiach. Od 2018 roku trwa jego proces beatyfikacyjny.
Aldona Muszak: Ojciec Marian był ponad 56 lat w Indiach, poświęcił się ubogim i dzieciom rodzin z trądem. Ta choroba izoluje społecznie, stworzył też warunki do kształcenia, stworzył szkoły i szpitale, zrobił ogromne dzieło, po latach właściwie odkrywamy to wszystko. Szanujemy go, kochamy, czcimy jego pamięć. W Palędziu kilka lat temu, kilka osób skrzyknęło się i postanowiliśmy upamiętnić miejsca w rodzinnym Palędziu. Tam są i tablice, i głaz pamięci, żebyśmy pamiętali, przekazywali wiedzę młodym.
Zofia Dobrowolska: W życiu ojca Mariana były dwa etapy. Pierwszy do zakończenia pobytu w obozie, patrzył na śmierć współbraci, na to piekło na ziemi i on sobie postanowił - muszę teraz wykonać, jeśli stąd wyjdę, tak przeżyć życie, żeby za tych, którzy umarli, wypełnić rolę. Dlatego postanowił jechać do Indii lub Chin, żeby w krajach, gdzie jest najwięcej ludzi, wypełniać swoje życie. Pojechał do Indii i tam w samym sercu tego kraju mógł posługiwać trędowatym.