- Po buncie robotników w 1956 toku defilowanie przed znienawidzoną władzą zastąpił ludyczny festyn – mówi poznański historyk dr Piotr Grzelczak. - W 1960 roku powrócono do pochodów.
W połowie kwietnia poznańskie gazety ogłaszały powołanie Honorowego Komitetu Organizacyjnego Święta 1 Maja. Ludzie o znanych nazwiskach legitymizowali majowe święto.
- W komitecie zasiadali robotnicy, górnicy, milicjanci i naukowcy – mówi Grzelczak. - Miało powstać wrażenie, że to nie partia, ale zwykli ludzie organizują pochody. Oczywiście wszystko było z góry zaplanowane, łącznie z hasłami, które później skandowano i malowano na transparentach. W latach osiemdziesiątych legitymizowania 1 maja odmawiał prof. Gerard Labuda. Nie zasiadał w komitecie.
W
niedemokratycznym państwie masowość pochodów miała udowodnić
legalność władzy. Stąd przyciąganie Polaków na 1 maja kiełbasą,
kiermaszami książek, meczami na stadionach i koncertami. Każdy
zakład musiał „wystawić” odpowiednią liczbę uczestników
pochodu. Nieobecność mogła kosztować odmową wysłania na wczasy
pracownicze lub innymi restrykcjami.
W 1982 roku podziemie
wezwało do niezależnych obchodów 1 maja.
- Kilkaset osób
zgromadziło się wokół poznańskich krzyży – mówi Przemysław
Zwiernik z poznańskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. -
Zapalano świece i skandowana hasła.
Rok później, w 1983 roku, kontrpochód przeszedł przez Poznań. Była to największa demonstracja w czasie stanu wojennego w Poznaniu.