Muzyka z tego dwupłytowego albumu powstawała przez ostatnie pięć lat. Jak pisze muzyk „zaczął od zasiania ziarna w mrocznych czasach pandemii”. Na początku miała to być kameralna, akustyczna płyta, rodzaj terapii kompozytora w chwilach niepewności, zwątpienia i obaw o bezpieczeństwo najbliższej rodziny. Warto tu zauważyć, że Al Di Meola ocenia ostatnie 10 lat za najwspanialszy okres swojego życia. Poznanie i zakochanie się w Budapeszcie w kobiecie o imieniu Stephanie, narodziny córki Avy i fantastyczne warunki dla uprawiania muzyki, to wszystko sprawiło, że gitarzysta zgromadził energię do pracy.
Album „Twentyfour” jest pięknym wykwitem pomysłów i drobnych impresji, które w procesie twórczym, przeobraziły się w imponujący zestaw form muzycznych, ubranych w bogaty strój instrumentacji. Równo 50 lat temu Al Di Meola znalazł się w czołówce muzyków nowego nurtu jazz-rocka. Przez dwa lata wchodził w skład super grupy Return To Forever. Ciekawostka: w tamtym okresie jego nazwisko pisano: Al DiMeola.
Kiedy gitarzysta zdecydował się na karierę solową, oprócz jazzu i rocka wplótł jeszcze inne elementy muzyki włoskiej i hiszpańskiej. Częściej korzystał z brzmienia gitary elektrycznej. Wątki hiszpańskiego flamenco przewijały się nieustannie w kolejnych etapach kariery muzyka. W tej podróży dotarł do odległych miejsc, gdzie połączył styl fusion z muzyką kameralną. Przypomnę tylko koncert Ala Di Meoli z naszą orkiestrą Amadeus Agnieszki Duczmal.
Album „Twentyfour” jest w moim przekonaniu najbardziej dojrzałą syntezą wszystkich dotychczasowych przejawów muzyki artysty. Wykorzystał instrumenty akustyczne, elektryczne, orkiestrę kameralną, oryginalne instrumenty perkusyjne, instrumenty dęte blaszane i drewniane, bas, instrumenty klawiszowe, a nawet harmonijkę ustną. Instrumentem wiodącym jest oczywiście gitara akustyczna. Gitarzysta demonstruje świetną dyspozycję, mistrzowską technikę i dużą elokwencję improwizatorską. Muzyk sam nagrał jeszcze partie basu, klawiszy i instrumentów perkusyjnych.
Najbardziej gra w sercu Ala Di Meoli flamenco, które w pewien sposób spaja bardzo różne kompozycje pod względem charakteru i długości. Otwierający utwór „Fandango” wyraźnie zapowiada „hiszpańskie wątki”. W tej kompozycji ciekawie brzmi bliski plan solowej gitary akustycznej i aksamitne tło „dęciaków”. Czasem zarzucano gitarzyście, że forsuje techniczną sprawność gry, przedkłada ilość wygrywanych nut nad duchowy aspekt muzyki. Tym razem te opinie nie mają zastosowania.
W utworze „Teras Of Hope” gitarzysta proponuje liryczną melodykę, ładne unisona, zmiany rytmiki i tempa. Jeszcze bardziej stylistyka flamenco króluje w utworze „Esmeralda”, lekkość i zawiłości gry, podsyca puls instrumentów perkusyjnych. Więcej spokoju i elegancji przynosi „Capriccio Suite”, dwuczęściowy utwór z elementami muzyki worientalnej.
Najpiękniejszy utwór na pierwszej płycie to „Ava’s Dance In The Moonlight”. W tym wypadku urzeka szeroka fraza melodii, wątki zagrane na gitarze elektrycznej oraz bardzo finezyjna aranżacja całej orkiestry. Mistrzostwo zespolenia rytmiki i melodyki prezentuje suita „Immeasurable”. Cały album to duża porcja muzyki, blisko 73 minuty. Jednak artysta zadbał o płynność i delikatne napięcie przebijające się z kolejnych utworów. Ten swobodny ruch w muzyce, przypomina bardzo wysmakowane następstwo obrazów filmowych.
W utworze „Eden” pojawia się nowy element, linia wokalna zaśpiewana po hiszpańsku przez Ivanę Lopez. Al Di Meola sprawił, że zatarły się zupełnie granice pomiędzy gatunkami i pewnie nie wszyscy odbiorcy będą świadomi, że słuchają w dużej dawce jazzu. Artysta scalił na albumie „Twentyfour” wiele elementów, od romantycznej melodyki, po głębię kompozycji i kunszt gry gitarowej.