Poniedziałek Wielkanocny zwany też śmigusem – dyngusem lub Lanym Poniedziałkiem to dzień poświęcony na spotkania w rodzinie i w gronie znajomych. W przeciwieństwie do poważnego Triduum Paschalnego i Wielkiej Niedzieli cechowała go wesołość i radość z powodu nadejścia wiosny.
Geneza Lanego Poniedziałku
Już w średniowieczu w całej Polsce znany był zwyczaj oblewania się wodą w Poniedziałek Wielkanocny. Z tego powodu nazywany jest też „Lanym”. Jego inna nazwa to śmigus-dyngus. Początkowo były to nazwy dwóch różnych obrzędów.
Słowo „śmigus” pochodzi od niemieckiego „Schmackostern”, czyli w wolnym przekładzie „bić na Wielkanoc”. Wyróżniano śmigus zielony lub suchy. Zwyczaj ten polegał na oblewaniu wodą głównie dziewczyn lub wzajemnym smaganiu się zielonymi gałęziami i witkami wierzbowymi lub uplecionymi z nich batami. Na Śląsku Cieszyńskim najpierw polewano wodą kobiety, a następnie suszono je, przyjaźnie uderzając korwaczami, czyli biczami uplecionymi z wierzbowych gałązek.
Dyngusem – od niemieckiego dingen oznaczającego wykupywać – nazywano pochody młodzieży męskiej w kolorowych, oryginalnych przebraniach, które były połączone ze składaniem przez nią życzeń i wesołą kwestą świąteczną. Z czasem nastąpiło połączenie tych dwóch obrzędów, które miały na celu symboliczne oczyszczenie i pobudzenie do życia.
W Poniedziałek Wielkanocny należało być przygotowanym na żywiołowe i energiczne zabawy. Chłopcy - śmiguciarze, uzbrojeni w napełnione wodą wiadra i konewki lub sikawki dyngusowe, polowali na dziewczyny, które bezlitośnie oblewali wodą. Często zdarzało się, że wrzucali koleżanki do stawów, strumieni, jezior, a nawet koryt, z których wodę piły zwierzęta. Dziewczyny starały się uciekać i chować przed atakującymi, ale w gruncie rzeczy oczekiwały na oblanie wodą. Im więcej wody na nie wylano, tym większe miała powodzenie. Oblewanie się wodą miało miejsce tylko do południa. Później domy zaczynali nawiedzać wiosenni przebierańcy.
„Stoimy pod drzwiami, Pan Jezus jest z nami, do izby nas wpuście, bo my po śmiguście…”. Kurczarze, siwki i żandary.
Siwki to składające się z młodych mężczyzn wielobarwne korowody, które przemierzając wieś odwiedzali gospodarzy i płatali im różne figle. Zwyczaj przypominał bożonarodzeniowych kolędników. W zachodniej i centralnej Wielkopolsce młodzieńcy przebierali się za babę, dziada, bociana, czaplę i niedźwiedzia, który był prowadzony na sznurku przez resztę towarzystwa. Grupa przebierańców po wejściu do domu śpiewała piosenki, recytowała wesołe wierszyki i kazała niedźwiedziowi tańczyć. W zamian otrzymywała po wykupie smakołyki i drobne pieniądze.
W południowo – zachodniej Wielkopolsce popularne było chodzenie z siwkiem, czyli przebierańcem mającym przypominać konia. Towarzyszyli mu dziad, baba, kominiarz niedźwiedź i grający na akordeonie muzykant. Podczas odwiedzin wszystkich domów w okolicy, kominiarz smarował buty sadzą, a dziad z babą prezentowali krótki pokaz taneczny. Gospodarze za składanie życzeń dawali im w prezencie jajka lub pieniądze.
Ciekawy pochód przemierza w każdy Poniedziałek Wielkanocny poznańskie osiedle Ławica, która niegdyś stanowiła odrębną wieś. Tego dnia można tam spotkać żandarów, którzy wybierają się na przechadzkę po porannej mszy w kościele. W skład tej barwnej grupy wchodzą dziad, baba, niedźwiedź, ksiądz, grajek i żandarm. Przebierańcy polewają ludzi wodą, malują ich sadzą oraz składają życzenia. Punktem kulminacyjnym spaceru jest wdrapywanie się na komin lokalnej piekarni baby i kominiarza.
W Wielkopolsce, na Śląsku oraz w centralnej Polsce można było spotkać grupy młodzieży chodzące z kurkiem dyngusowym – początkowo żywym, a później wypchanym lub drewnianym kogutem umieszczonym na dwukołowym wózku przeplatanym wstążkami, błyszczącymi się ozdobami, a nawet z kręcącymi się lalkami w strojach ludowych. Kurcarze lub dyngusiarze – ciągnący wózek chłopcy – mieli również ze sobą klekoty bądź bociany kurcarskie służące do wszczynania wielkiego hałasu, żmijki dyngusowe ze składanych deseczek zakończonych szpikulcem do straszenia i kłucia, sikawki dyngusowe oraz koszyki na datki. Chłopcy polewali wodą wszystkich po kolei odwiedzanych gospodarzy. Następnie zaszczycali domowników wesołymi wierszykami i piosenkami, jak chociażby takimi:
„Miły gospodarzu, wpuście nas do izby,
boć nas jest tu dużo nie zrobimy ciżby…
Stoimy pod drzwiami,
Pan Jezus jest z nami,
do izby nas wpuście, bo my po śmiguście…
A dajcie, co macie dać, bo nam tutaj zimno stać!”
Gdy któryś z kurcarzy spodobał się pannie, dostawał od niej jajka lub drobny datek. Obchody kurcarskie miały bowiem na celu kojarzenie młodych par. Towarzyszący dyngusiarzom kogut był symbolem siły, płodności, urody i męskości.
W innych rejonach Polski chodzono po wykupie z pasyjką, czyli z krzyżem, umieszczoną na postumencie figurką Chrystusa bądź z traczykiem lub barankiem wielkanocnym, które umieszczano na ozdobionym zielenią wózku. Tracz był wykonywany z drewna zaś baranek trzymał w pysku piłę – tłumaczono to tym, że mały Jezus pomagał św. Józefowi – cieśli w jego codziennych zawodowych zajęciach.
W Małopolsce i na ziemi rzeszowskiej po wsiach chodził dziad, baba i przebierańcy zwani dziadami śmigustnymi lub słomiakami. Nosili oni słomiane czapy i powrósła ze słomy. Odwiedzali domy w milczeniu i tylko czasem gwizdali. Według ludowych podań mieli oni wyobrażać żydowskich wysłanników, którzy nie wierzyli w zmartwychwstanie Jezusa.
Przywoływki dyngusowe
W północno-wschodniej i środkowej Wielkopolsce oraz na Kujawach, wieczorem w Niedzielę Wielkanocną lub w Poniedziałek Wielkanocny rano odbywały się tzw. przywoływki dyngusowe. Młodzież przy akompaniamencie orkiestry udawała się na największy plac we wsi. Tam z dachu karczmy, wysokiego drzewa lub podestu, chłopcy zapowiadali rozpoczęcie przywoływek. Następnie recytowali wierszyki o miejscowych dziewczętach, wymieniając ich wszystkie cechy osobowościowe, nie szczędząc im przy tym pochwał i nagan. Wymieniali ich wszystkie przewinienia np. to, że nie pozamiatały obejścia, nie nakarmiły zwierząt lub nie posiadały zdolności kulinarnych. Ogłaszali publicznie ile na daną dziewczynę zostanie wylanej wody i czy znajdzie się odważny kawaler, który ją wykupi od złośliwych żartów dyngusowych. Walutą było jedzenie lub alkohol.
Wykupiona panna mogła spodziewać się oblania, ale miała pewność, że znajdzie się ktoś, kto ją obroni. Dziewczyny, za którymi nikt się nie stawił, mogły spodziewać się licznych uszczypliwości. Zwyczaj ten miał charakter matrymonialny – służył kojarzeniu się par. Wykupienie panny oznaczało, że miała ona powodzenie.
Obchód pól. Świąteczne procesje konne
We wschodniej Polsce, o świcie, gospodarze udawali się na pola, aby pomodlić się i skropić wodą z palmy wielkanocnej pola. Przyklękając przed każdą skibą wbijali w nią krzyżyk lub kłosy z palmy wielkanocnej na pomyślność prac rolniczych. Niekiedy na polach rozpalano ogniska i spożywano resztki przyniesionego z domu święconego. Gospodarze wzajemnie się odwiedzali, rozmawiali oraz częstowali alkoholem.
We wsi Pietrowice Wielkie koło Raciborza, po porannej Mszy w miejscowym kościele parafialnym, odbywa się objazd pól, w którym bierze udział kilkudziesięciu jeźdźców w odświętnych ubraniach na koniach w uprzężach przystrojonych kwiatami i wstążkami. Tradycja tej świątecznej procesji konnej sięga średniowiecza. Na przedzie jedzie proboszcz w uroczystych szatach w asyście dwóch gospodarzy, z których jeden trzyma w ręku krzyż, a drugi figurkę zmartwychwstałego Chrystusa. Orszak objeżdża wieś i należące do niej pola, po czym przybywa do pobliskiego kościoła p.w. Świętego Krzyża, gdzie odbywa się krótkie nabożeństwo w intencji urodzaju. Nabożeństwo kończy się błogosławieństwem wszystkich uczestników orszaku. Procesja wraca do wsi inną trasą, błogosławiąc po drodze wszystkie pola. Ostatni kilometr przed kościołem parafialnym ma miejsce wyścig konny na cześć Zmartwychwstałego Chrystusa. Jeźdźcy zsiadają z koni na boisku, gdzie ma miejsce świąteczny festyn. Podobne orszaki można zobaczyć w Poniedziałek Wielkanocny w Bieńkowicach, Biskupicach, Gliwicach – Ostropie, Sternalicach i Zawadzie Książęcej.
Inne zwyczaje świąteczne. Wtorek Wielkanocny
Mieszkańcy Krakowa w drugi dzień świąt wielkanocnych odwiedzają Emaus, czyli świąteczny kiermasz na Rynku Głównym. Na całym rynku rozstawia się stragany z dewocjonaliami oraz z obwarzankami, słodyczami i niespotykanymi nigdzie indziej zabawkami emausowymi przedstawiających postacie w krakowskich strojach regionalnych.
Nieistniejącym już, wyłącznie krakowskim zwyczajem była rękawka mająca miejsce we Wtorek Wielkanocny. W tym dniu krakowianie udawali się na domniemany kopiec Kraka i zrzucali z góry jajka, jabłka i resztki święconego. Na dole ustawiali się żacy i biedacy, którzy starali się złapać jedzenie. Praktyka ta szybka zamieniała się w pełne śmiechu szamotaniny. Toczenie żywności po zboczu można odczytywać jako pozostałość pogańskich zwyczajów polegających na składaniu ofiar bogom i zmarłym z żywności.
Na Kaszubach i Kociewiu oraz na ziemi krakowskiej, w okolicach Bochni i Wieliczki, Wtorek Wielkanocny był dniem, w którym dziewczyny mściły się na chłopcach za ich oblewanie wodą dzień wcześniej. Czaiły się na nich na drogach, dachach i za budynkami gospodarczymi, by tylko wylać wiadro wody na któregoś z kolegów. Zaś na Kociewiu i Kaszubach smagały chłopców wierzbowymi gałązkami.
Poniedziałek Wielkanocny obecnie
Lany Poniedziałek jest dniem wolnym od pracy. Ma on znacznie swobodniejszy charakter od Wielkiej Niedzieli. Tego dnia odwiedziny nie są ograniczone tylko do kręgu najbliższej rodziny – często odwiedza się też znajomych i przyjaciół. Jak Polska długa i szeroka przed południem można spotkać grupy młodzieży z ochotą oddających się kultywowaniu śmigusa-dyngusa. Zwyczaj ten utracił już wprawdzie swoje symboliczne znaczenie i jest obecnie formą zabawy. Młodzież już dzień wcześniej lubi szykować sikawki, pistolety na wodę, butelki i worki z wodą. W mniejszych miastach i wsiach mieszkańców często polewają strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej. Całkowicie zanikła już jednak tradycja obchodzenia Wtorku Wielkanocnego. Już w tylko w niektórych regionach można spotkać dyngusiarzy. Szczęśliwie ten zwyczaj jest żywy w wybranych miejscach w Wielkopolsce – wystarczy chociażby wybrać się rano na poznańską Ławicę, by spotkać wesołą grupę żandarów. Jednak niezmiennie jest to dzień pełen radości – i o tym powinno się pamiętać przez cały Lany Poniedziałek.