- Przed tym zdarzeniem Ania miała otrzymać anonim z groźbami - mówi Michał Kopiński, szef redakcji lokalnych Głosu Wielkopolskiego.
Listy były zaadresowane na szefową redakcji w Chodzieży, a drugi bezpośrednio na Anię. Pierwszy list był fałszywką, który miał Anię oczernić. Był napisany w tonie, że Ania miała się pojawić w jakiejś firmie, instytucji i robić rozróbę. A drugi list był skierowany bezpośrednio do Ani, to była groźba pozbawienia życia. Jeżeli Ania nie przestanie się zajmować tematami, które ostatnio opisywała.
Anna Karbowniczak na kilka tygodni przed wypadkiem zajmowała się brutalnym zabósjtwem dziecka w Chodzieży. Ta sprawa ma drugie dno. Chodzi o zaniedbania chodzieskiej policji i prokuratury. W sierpniu Karbowniczak napisała o tej sprawie kolejny tekst, w którym wskazała, że szef chodzieskiej policji odchodzi na emeryturę i może w ten sposób uniknąć postepowania dyscyplinarnego. Autor gróźb żądał porzucenia tego tematu. - Prokuratura jak na razie nie przesłuchała jednak nikogo z chodzieskiej policji - mówi rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Łukasz Wawrzyniak.
Przesłuchano męża pokrzywdzonej, redaktor naczelną tygodnia Chodzieżanin oraz pracownika poczty. Zabezpieczono też monitoring z tej poczty. No i teraz biegli pracują nad pytaniami, które zadała prokuratura. Ale ze względu na dobro śledztwa, nie mogę wskazać do czego dokładnie Ci biegli zostali powołani.
Sprawa gróźb została w tym tygodniu przekazana do Prokuratury Okręgowej w Koninie. Jak wyjaśnia Łukasz Wawrzyniak chodzi w tym przypadku tylko o to, by uniknąć zarzutów o brak bezstronności. - Chodzież leży bowiem dalej od Konina niż Poznania - podsumowuje tajemniczo prokurator.