Służby po kontroli schroniska zawiadomiła Fundacja Mondo Cane. Według wiceprezes Aleksandry Śniecikowskiej, większość zwierząt nie miała czipów.
To co zwróciło naszą uwagę i niepokój i utwierdziło nas w tym, że są tam potężne nieprawidłowości dotyczące dobrostanu zwierząt, to są właśnie te identyfikacje, których absolutnie zabroniono przeprowadzić kolegom, którzy byli do tego przygotowani. Mieli ze sobą czytniki czipów
- mówi wiceprezes fundacji.
Jak wynika z relacji pracownika, do której dotarło Radio Poznań, niektóre psy przebywają w ciasnych, brudnych klatkach od 8 lat, wychodzą tylko na kilkuminutowe spacery, nie są wystawiane do adopcji i nie pracuje z nimi behawiorysta.
Zdaniem swarzędzkiej radnej Anny Baranowskiej-Graczyk, wszystko przez opłacanie schroniska w formie ryczałtu. Samorządy mają limity zwierząt do przyjęcia w placówce.
Gminy, które limitów nie wypełniają, tamte zwierzęta kumulują koszty w Skałowie, w związku z tym one nie do końca są potrzebne, więc w pierwszej kolejności są wskazywane do adopcji bądź eutanazji. Natomiast, jeżeli gmina jest bliska limitu albo przekracza ten limit, to nie opłaca się takiego psa wskazywać do adopcji
- mówi radna.
Liczby oznakowanych psów nie znają tworzące związek samorządy ani Powiatowy Lekarz Weterynarii. PIW nie ma jednak zastrzeżeń co do dobrostanu zwierząt.
Schronisko odpowiedziało na nasze pytania po dwóch tygodniach. Jak przekazał dyrektor Paweł Kubiak, czipy dostają wszystkie psy i koty, a obecnie nie ma ich tylko 8 ze 191 zwierząt.
Szef placówki nie zdementował informacji o trzymaniu zwierząt przez wiele lat. Jako przykład podał suczkę Mikę, która trafiła do Skałowa z innego schroniska. Zwierzę mimo starań pracowników ma wciąż bać się obcych ludzi i dlatego jest problem z adopcją.
Według Anny Baranowskiej-Graczyk, niektóre zwierzęta miały być podtruwane. Fioletowe granulki znaleziono w niektórych miskach. Jak wynika z badań w nieakredytowanym laboratorium, które zleciła radna, to środek gryzoniobójczy - bromadiolon.
Aleksandra Śniecikowska z Mondo Cane ma zastrzeżenia do pracy prokuratury. Twierdzi, że przebadano wybiórczo jednego kota, na terenie i w obecności pracowników schroniska, a policjanci odmówili pobrania próbki kału. Dodatkowo prokuratura zleciła badanie pod kątem obecności innej trucizny, kumaryny, a nie bromadiolonu.
Zdaniem Śniecikowskiej, śledczy nie sprawdzili także oznakowania zwierząt, a jedynie wysłali zapytanie do schroniska.
Prokuratura z uwagi na dobro postępowania i jego prawidłowy tok nie udziela informacji o przeprowadzonych i planowanych czynnościach
- odpowiedział na nasze pytania rzecznik prasowy Prokurator Okręgowy w Poznaniu Łukasz Wawrzyniak.
Dyrektor schroniska twierdzi, że zwierzęta dostają suplement diety, jakim są liofilizowane płatki buraczane.
Zastrzeżenia dotyczą także warunków dla kotów. Pracownik schroniska opisuje, że chore i zdrowe zwierzęta przebywały w jednym baraku, w którym latem było gorąco, a zimą zimno. Jedyny grzejnik był wyłączany na noc. Koty miały nie mieć obcinanych pazurów i nie być badane przez weterynarza. Nie zgadzała się także ich liczba.
Paweł Kubiak ze schroniska odpowiada, że dla kotów wybudowano nowy pawilon z wolierą, ale dopiero w zeszłym roku. Jak podkreśla, pomieszczenia i klatki spełniają wymogi co do rozmiarów i liczby kotów w środku.